Przeprowadziła się do Chamonix, wyszła za mąż za świetnego przewodnika wysokogórskiego, Nicolasa Potarda, urodził im się synek Tommy. Zaczęła się także wspinać na własnej asekuracji i w górach. W specjalnym wywiadzie opowiedziała nam między innymi o tym, jak sobie radzi z łączeniem trudnej pasji z byciem mamą małego dziecka. Zapraszamy do lektury!
Jak czas ciąży wpłynął na twój poziom we wspinaniu?
Muszę ci się przyznać, że wspinałam się przez całą ciążę. Oczywiście nie było to wspinanie wyczynowe, tylko rekreacyjne, na wędkę i bez przewieszenia – do trudności 7b, 7c, jeżeli droga mi się spodobała. Tak naprawdę wiele się nauczyłam. Ponieważ byłam ciężka i przez to słabsza, bardziej koncentrowałam się na pracy nóg i znajdowałam wiele alternatyw dla siłowych ruchów. Duży brzuch wcale mi nie przeszkadzał na płytach – wbrew temu, co sądzi wielu ludzi – ponieważ podczas ciąży więzadła miednicy są dużo bardziej miękkie, co pozwala mocniej ruszać brzuchem.
Z mężem i synem. Fot. arch. Martina Čufar
Oczywiście, czułam wagę i brak mięśni brzucha na stromych drogach, ale jak już wspomniałam, znajdowałam wiele stopni, które pozwały mi je zrobić. Po porodzie, mimo że lżejsza, to jednak byłam bardzo słaba, do tego doszło karmienie piersią i nieprzespane noce. W rezultacie byłam nawet słabsza niż w zaawansowanej ciąży. Jednak jakiś miesiąc później poczułam, że mogę znowu wspinać się w zasięgu swoich możliwości, walcząc i odpadając. Szybko zrobiłam 8a i 7c onsajt.
Jak łączysz macierzyństwo ze wspinaniem? Jak zmieniło się twoje wspinanie i jak sobie z tym radzisz?
Po urodzeniu dziecka wszystko się zmienia, ale przecież życie bez zmian byłoby nudne, nieprawdaż? Na pewno nie mam tyle czasu na wspinanie, co wcześniej, ale nauczyłam się korzystać w pełni z każdej chwili, kiedy Tommy śpi. Nauczyłam się również bardziej doceniać każdą drogę, na której się wspinam. Ponieważ karmię piersią, zabieram synka ze sobą w łatwiej dostępne skały, kładę pod ścianą, otaczam zabawkami i wstawiam się w linię.
Martina na słynnej Dygital Crack 8a. Fot. Borut Kavzar
Oczywiście jestem wdzięczna moim licznym przyjaciołom – zwykle jedziemy w skały w trzy do pięciu osób – którzy starają się go uspokoić, kiedy płacze. W takich chwilach wspinam się naprawdę szybko, żeby być na dole tak prędko, jak to możliwe. Zabawne jest to, jak łatwa wydaje się droga, kiedy dopinguje cię płacz dziecka. Czasami przygotowuję mu trochę mleka i oddaję na dwie godziny do mieszkającej niedaleko nas babci. Wtedy jadę do pobliskiej bulderowni. Daje mi to wiele radości, bo nie muszę się stresować, że mały zaraz się obudzi lub zacznie płakać :). Ale kiedy będzie się więcej ruszać i chodzić, zabieranie go w skały stanie się dużo bardziej skomplikowane.
Czy masz jakieś rady dla młodych rodziców dotyczące połączenia wspinaczki z posiadaniem małych dzieci?
Z dobrą organizacją, dobrymi znajomymi, dziadkami i dużą dozą cierpliwości wszystko jest możliwe :).
Bardzo mi się podobały twoje pełne dystansu do siebie relacje z pobytu w Indian Creek. Jest to miejsce, w którym wspinacz z Europy może się chyba dużo nauczyć, nie sądzisz?
Oczywiście! W Europie nie ma zbyt wielu miejsc, w których można trenować wspinanie w rysach i osadzanie przelotów. To zupełnie inny styl i inne podejście do tego sportu. W piaskowcu takim jak w Indian Creek nie ma prawie żadnych stopni i nie można oszukiwać tak, jak w rysach granitowych, gdzie zawsze da się coś znaleźć poza samą formacją. Poza tym uważam, że każdy powinien kiedyś spróbować wspinania na własnej asekuracji!
Twój zeszłoroczny pobyt w Yosemitach pokrzyżowała fatalna pogoda. Czy zamierzasz tam wkrótce wrócić, a jeśli tak, to co jest twoim celem?
Teraz, kiedy Tommy jest mały, raczej nie myślę o wspinaniu wielkościanowym. W zeszłym roku powiedziałam sobie, że chciałabym zrobić jedną drogę na El Capie z moim chłopakiem, a potem przyjdzie czas na dziecko. Druga część tego życzenia spełniła się, a pierwszą może tej jesieni zrealizuje Nico, bo jedzie w Yosemite z grupą wspinaczy z Club Alpin Français. Razem z Martialem Dumasem, Yannem Gesquier’em i François Lombardem spróbują El Corazón (droga jak dotąd ma tylko jedno klasyczne powtórzenie autorstwa Tommy’ego Caldwella – red.). Będę szczęśliwa, jeśli im się uda i mam nadzieję, że przydadzą im się doświadczenia z poprzedniego roku.
Jeszcze jedno z ujęć na Dygital Crack. Fot. Borut Kavzar
Przeprowadziłaś się do Chamonix, europejskiej stolicy wspinania alpejskiego. Jak ci się żyje w tym miejscu?
Jestem przyzwyczajona do mieszkania w pobliżu gór. W Słowenii mieszkałam pod Triglavem – największą górą mojego kraju. Teraz budzę się z widokiem na Mont Blanc. Dobrze jest być w miejscu, gdzie wspinanie jest sposobem na życie wielu ludzi i wszystko jest blisko: wspaniały granit, skałki wapienne, tereny na narty. Chociaż nie przepadam za sezonem turystycznym, wtedy jest tu za dużo ludzi.
Możesz wymienić kilka wielowyciągowych skalnych dróg w masywie Mont Blanc, które urzekły cię swoją urodą i które poleciłabyś naszym czytelnikom?
Swoje wspinanie wielowyciągowe w rejonie Mont Blanc rozpoczęłam zeszłego lata z Nico i jego przyjaciółmi, ale od kiedy pojawił się Tommy, nie wspinałam się na wysokości, więc nie znam wielu dróg. Będę eksplorowała ten obszar w przyszłym roku, ale mam kilka sugestii: L’Echo des Alpages 7a na Grand Capucin, Etat de choque 7b na Portalet, Rêve de Singe 7a na Vierge i Les Intouchables na Trident du Tacul. Większość propozycji podpowiedział mi Nico, ja robiłam tylko L’Echo des Alpages :).
Masz tutaj jakiś wymarzony cel lub cele?
Tak jak mówiłam wcześniej, przewspinałam tutaj dopiero jedno lato, więc mam ciągle kilka ładnych dróg do zrobienia: Les Intouchables, Avé César… I oczywiście linię, którą Nico właśnie poprowadził na Grand Capucin, czyli Le Trésor de Romain (więcej na www.jmc-crew.com – red.). Jest tam wyciąg za 8a/a+ zadedykowany Tommy’emu. A potem może La Voie Petit… Właśnie widziałam film z przejścia tej linii przez Arnauda Petit i Stéphanie Bodet – wygląda to naprawdę interesująco!
Całość wywiadu znajdziecie w GÓRACH, nr 11 (210) Listopad 2011.
Rozmawiał: Maciek Ciesielski