facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS
2012-05-24
 

Marcin Tomaszewski

Całkiem niedawno otrzymaliśmy wiadomość o pokonananiu ściany Polar Sun Spire przez Marcina Tomaszewskiego i Marka Raganowicza. Postanowiliśmy niejako przypomnieć o świetnym przejściu trudnego klasyka Colton–MacIntyre ED 6 1200 m na Grandes Jorasses w którym brał udział Marcin.
Marcin, gratuluję przejścia Coltona–MacIntyra. Jest to jeden z tych trudnych alpejskich klasyków, który większość z nas chciałaby mieć w swoim kajecie. Jak ci się podobała ta droga?
 
Dziękuję, również w imieniu drugiego Marcina :). Droga była piękna i długa. Dla mnie spełnienie marzeń.
 
Z tego, co mówił Marcin Rutkowski – twój partner od liny podczas tej wspinaczki – wynika, że nie mieliście najlepszych warunków w ścianie... Które pasaże były najtrudniejsze i dlaczego?
 
Warunki w ścianie były dobre, jednak wymagające, jeśli chodzi o asekurację. W trakcie wspinaczki, poza pierwszym polem lodowym, które było idealne, napotkaliśmy dość dobrze zmrożony śnieg i zapowietrzony lód, w którym ciężko było założyć solidne punkty asekuracyjne. Kluczowy odcinek drogi pokonaliśmy bardziej wymagającym wariantem Alexis. Popełniłem na nim błąd taktyczny, przedwcześnie pozbywając się sprzętu, przed wyjściem z trudności zmuszony byłem zjechać z przelotu i odzyskać kilka karabinków. Wyciąg ten miał charakter lodowo-skalny, a główne trudności polegały na przedarciu się przez bardzo spionowaną formację z dość skąpą ilością kruchego lodu. Sporo czasu straciliśmy też na ostatnim odcinku drogi wiodącym skalnym spiętrzeniem ściany. Zaskoczył nas kruszyzną i nieewidentnym przebiegiem. Wydaje mi się, że w zimie nie nastręcza żadnych trudności.

 


Marcin na podejściu pod ścianę. Fot. Marcin Rutkowski
 
Nie piję do was, ale w ostatnim udzielonym nam wywiadzie znany brytyjski wspinacz Jon Bracey powiedział, że w Alpach wspina się tylko po drogach, na których panują dobre warunki, gdyż w przeciwnym wypadku nawet łatwe linie mogą stać się bardzo wymagające. Rozumiem, że Polacy, którzy nie mieszkają w Chamonix, mają podczas swoich pobytów ograniczony czas, ale czy nie uważasz, że dość często nasi rodacy popełniają właśnie ten błąd? Drugim częstym błędem niespotykanym u „westmenów” jest wspinanie się bez wystarczającej aklimatyzacji.
 
Świetna uwaga, zwłaszcza, że na Coltona–MacIntyra wybrałem się bez jakiejkolwiek aklimatyzacji :). Pomimo że nie czułem w trakcie wspinaczki i zejścia żadnych tego konsekwencji, to jednak wiem, że to zawsze jest duży błąd. Myśleliśmy o wyjeździe kolejką na Aiguille du Midi, ale ostatecznie okroiliśmy ten słuszny plan do lekkiego biwaku pod ścianą. Wybór akurat tej drogi wynikał z informacji, które otrzymaliśmy od Andrzeja Sokoła Sokołowskiego i z jego zdjęcia ściany, na którym widać było, że panują na niej doskonałe warunki. Marcin jest przewodnikiem górskim i taktyka wspinaczki po drogach „z warunkami” nie jest mu obca. Ja niestety musiałem do tego dochodzić latami i uczyć się na własnych doświadczeniach. Przyznaję się do często popełnianego przez polskie zespoły błędu – określenia celu jeszcze przed wyjazdem z kraju. Są tacy, którym to w niczym nie przeszkadza Ja jednak uważam, że jest to niemal kluczowe, jeśli chodzi o czas przejścia i powodzenie na drogach typowo lodowych.
 


Marcin Tomaszewski na Alexis. Fot Marcin Rutkowski
 
Może to, co teraz powiem będzie kontrowersyjne, ale ostatnio – po pokonaniu lodowej drogi w Alpach – doszliśmy do wniosku, że nominalnie na tych liniach, nawet wycenianych na ED, nie ma bardzo trudnych technicznie miejsc (choćby takich, jakie można spotkać na Długoszu-Popce na Kotle, gdy pokonujemy go zimowo-klasycznie). O trudności stanowi wielkość ścian i długość drogi. Jakie jest twoje zdanie na ten temat?
 
Wiem, że to tylko przykład, ale wydaje mi się, że droga Długosz-Popko, podobnie jak inne linie na Kotle, ma charakter bardziej sportowy i trudno je porównać do wspinaczek typowo alpejskich. Tak jak wspominałem wcześniej, w Alpach wiele zależy od jakości lodu. Gdybyśmy drogę o trudnościach ED przeszli w gorszych warunkach lodowych, z pewnością wydałaby się trudniejsza, a niektóre miejsca okazałyby się wręcz nie do przejścia. Wiele też zależy od warunków, w jakich zostały one wytyczone. Jednak coś w tym jest – na drogach alpejskich nie ma tak trudnych miejsc, co tylko dobrze świadczy o naszych taternikach J. Żeby wyrobić sobie rzetelną opinię na ten temat, musiałbym jeszcze sporo takich linii pokonać (nawet wiem które J), jednak ciężko jest pogodzić regularne wyprawy z wyjazdami alpejskimi, zwłaszcza gdy na co
 dzień jest się ojcem trójki dzieci i prowadzi się całkiem zwyczajne, rodzinne życie. 
 
Wspinanie na Jorassach wymaga pewnej logistyki. Możesz powiedzieć, jakie patenty na podejście, spanie i zejście zastosowaliście podczas waszej wspinaczki?
 
Długo zastanawialiśmy się, czy zabrać ze sobą śpiwór i spać pod ścianą, czy też nocować w schronie Leschaux. Zależało nam na tym, żeby wspinać się z jak najlżejszymi plecakami. Do pierwszej opcji przekonało nas nierozpoznane, potencjalnie niebezpieczne podejście pod ścianę. Obawiając się mocno uszczelinionego lodowca, postanowiliśmy spać możliwie najbliższej szczeliny brzeżnej. Jak się później przekonaliśmy, taką samą taktykę obrało wiele zespołów wspinających się tą drogą przed nami. Szczeliny nie były tragiczne, choć brzeżną musieliśmy pokonać jednym lodowym wyciągiem, zaraz przy skałach Walkera.

Zaopatrzeni byliśmy w ciepłe kurtki Primaloft, karimatę, jeden śpiwór, liofilizaty oraz kuchenkę Jetboil. Po biwaku na szczycie, dość późno rozpoczęliśmy zejście na południową stronę masywu, które przy dobrych warunkach nie jest trudne technicznie, wymaga jednak dużej uwagi. Zwłaszcza w odnalezieniu właściwej drogi. W tej kwestii niestety nie do końca, poszło po naszej myśli. Pomijając kluczowy trawers przez pole śnieżne, wyrzuciło nas na bardzo niebezpieczny lodowiec. Wiele godzin próbowaliśmy wybrnąć z sytuacji i dotrzeć do schroniska Bocciolatte. Po bezpiecznym zejściu na włoską stronę obiecałem sobie bardziej wnikliwe opracowywanie dróg zejściowych. Zwłaszcza z takich ścian jak Grandes Jorasses.

Wiem, że w najbliższym czasie zamierzasz zorganizować kolejną wyprawę w ramach twojego projektu Cztery Żywioły. Tym razem wraz z Markiem Raganowiczem zamierzacie wybrać się na Ziemię Baffina. Możesz zdradzić jakieś szczegóły dotyczące waszego celu i planowanej wspinaczki?
 
Naszym celem jest nowa droga na mającej 1300 metrów skalnej ścianie Polar Sun Spire, położonej w Sam Ford Fiord na Ziemi Baffina w Kanadzie. Pomimo że mógłbym wypowiedzieć to zdanie jednym tchem, to jednak na samą myśl zapiera mi dech :). To jest moje marzenie. Cieszę się, że będę mógł o nią powalczyć. Moim partnerem jest Marek Regan Raganowicz, jeden z najlepszych w Polsce wspinaczy solowych i big wallowych. Do tej pory przegrywałem ze swoimi żywiołami 2:1, jednak z braku innych zajęć :) nie zamierzam się poddać. 

Całość wywiadu znajdziecie w GÓRACH, nr 11 (210) Listopad 2011.

Wywiad przeprowadził Maciek Ciesielski
Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
 
Kinga
 
2024-08-30
GÓRY
 

K2 już łaskawe dla kobiet

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-08-05
GÓRY
 

Szlakami Riły

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-07-30
GÓRY
 

Pięć najwspanialszych tras w Tatrach

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-07-29
GÓRY
 

High Scardus Trail - prawdziwy klejnot Bałkanów

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-07-25
GÓRY
 

Pięć ciekawych dróg tatrzańskich

Komentarze
0
 
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com