W masywie Mont Blanc panują aktualnie słabe warunki lodowe. Griffith i Sim w tej sytuacji postanowili się wybrać na drogę, która będzie „wkaszalna". Wybór padł na hakową
Manitua. Pozostała tylko jeszcze jedno „małe ale”. Mizerne umiejętności Brytyjczyków we wspinaczce hakowej nie dawały szans na przejście tej „mini bigwallowej linii”. Z pomocą przyszedł im amerykański przewodnik Geoff Unger, który postanowił dołączyć do teamu.
Will Sim małpuje. Fot. Jonathan Griffith
Manitua na północnej ścianie Grandes Jorasses biegnie skalnym Monolitem z lewej flanki Filaru Croza. Startuje Kuluarem Croza, następnie trawersuje w stronę
No Siesta. Na końcu czeka na wspinaczy mikstowy teren ponad polami lodowymi Croza, kończy się na Pointe Croz (4110 m).
Manitua może być określona jako „Mini bigwall”.
Linia drogi Manitua z zaznaczonymi biwakami. Fot. Jonathan Griffith
Po raz pierwszy została pokonana latem przez
Slavko Svetičiča w 1991 roku. Wyceniona została na 6c A3, z jednym osadzonym spitem. W tamtym czasie była to najtrudniejsza wytyczona droga samotnie w Alpach (nadal jest trudna). Do dnia dzisiejszego droga ma kilka przejść letnich i jeszcze mniej zimowych. Warto zwrócić uwagę, że drugiego powtórzenia i jednocześnie pierwszego zimą dokonał polski „Dream Team” w składzie: Jacek Fluder, Janusz Gołąb, Stanisław Piecuch i Bogdan Samborski.
Niesamowita ekspozycja drogi. Fot. Jonathan Griffith
Wróćmy do ostatniego przejścia. Właściwie większość wyciągów hakowych (czyli prawie całą drogę) prowadził Geoff Unger. W zimowym wspinaniu liczy się szybkość, więc Amerykanin musiał wziąć na swoje barki ciężar prowadzenia, nierzadko wymagających psychicznie wyciągów.
Możecie przeczytać dokładną relację z przejścia na
blogu Jonathana Griffitha.