Szkoda, że się nie udało wejść na szczyt - nie ukrywa Andrzej. - Byłem w bardzo dobrej dyspozycji. Była 5 rano. Tego dnia piękna pogoda utrzymała się do 16 po południu. Na wysokości 7600 m n.p.m. rozmawiałem chyba z 30 minut przez radiotelefon z kierownikiem wyprawy Jurkiem Natkańskim. Argumentował, że to zbyt niebezpieczne, by samemu iść. Prosił, bym pomógł Kamilowi Grudniowi, który się zatrzymał z powodu braku sił na 7400 m. To było tak, jakbym miał dojść z Kotła Goryczkowego na szczyt Kasprowego Wierchu - wspomina z odrobiną żalu Andrzej Bargiel. - Ale rozumiem go. Po zejściu do bazy pogratulował mi i powiedział, że na pewno dałbym radę wejść na szczyt. Mówi się, trudno, ja zdobyłem ogromne doświadczenie. Mam nadzieję, że tam wrócę - dodaje Andrzej. Do ataku szczytowego wytypowani byli: Jarek Gawrysiuk, Grzegorz Borkowski, Kamil Grudzień i Jędrek Bargiel. I on dotarł najwyżej. W tym samym czasie na Manaslu działało 5 wypraw. Nikt nie zdobył wierzchołka. Wyprawa niemiecka zawróciła się z wysokości 7800 m n.p.m. Zginął jeden Irańczyk, a jego partner zaginął.
Andrzej, choć był po raz pierwszy na wyprawie w Himalajach, wykazał się dużym opanowaniem i skromnością. Nie dał się ponieść emocjom, które tak często mogą sprowadzić nieszczęście na „młode wilki”. Jednak praca, jaką wykonał dla zespołu, była ogromna...
Więcej na stronie:
http://drytooling.com.pl/serwis/art/artykuly/2104-manaslu-gor-andrzej-bargiel