Wywiad Martiny Čufar
Tłumaczenie: Kamil Kasperek
Najpierw podziwiałam ją w słoweńskim Kranj podczas zawodów Rock Master, które wygrywała trzykrotnie (w 1991, 1992 i 1993). W 1994 roku, kiedy wzięłam w nich udział po raz pierwszy, zajęłam piąte miejsce – razem z nią! To było coś, z czego można było być dumnym – ex aequo
z Lynn! Wydarzenie to miało miejsce, gdy skończyła ona już swoją karierę zawodniczą – w czasie której zdobyła liczne tytuły mistrzowskie – i poświęciła się całkowicie wspinaniu w skale.
Kiedy czytałam o jej wyczynie, gdy po licznych męskich próbach, dokonała pierwszego przejścia klasycznego
The Nose na El Capitanie, stała się dla mnie legendą. Jednak gdy sama zrobiłam tę drogę, próbując ją przejść w ciągu dnia, po 18 godzinach walki z rysami, zrozumiałam tak naprawdę, że to, czego dokonała Lynn w roku 1994, pokonując klasycznie
The Nose w czasie jednego dnia, było czymś nadzwyczajnym!
Spotkałyśmy się 10 lat później na Petzl Roc Trip w Cantobre w roku 2004. Była tam wówczas ze swoim mającym niewiele ponad rok synkiem Owenem i pomiędzy kolejnymi wspinaczkami karmiła go piersią.
Nie były to jednak łatwe drogi; jako jedyna przeszła
Women`s Ultimate route, wycenioną na 8b! W wieku 43 lat pokonała wszystkie czołowe przedstawicielki młodej generacji!
Lynn nadal przyjeżdża na Roc Trips, kiedy tylko pozwala jej na to pełnoetatowa „praca” matki, zawsze zaskakując i inspirując wspinaczy oraz widzów. Podczas tych spotkań miałam okazję wspinać się z nią i przekonać się o potędze LEGENDY. Lynn jest bardzo prostoduszna, otwarta oraz przyjacielska i to wspaniałe doświadczenie wspinać się razem z nią, ponieważ zawsze jest zmotywowana! Lubię jej pasję, sposób myślenia i podejście do trudności; swoistą relację, jaką
nawiązuje ze skałą.
Po tegorocznym Roc Trip w Gorge de la Jonte, gdzie pokonała 100-metrową Ultimate route 8a+ – mimo że kilka godzin wcześniej zaliczyła olbrzymi lot i skręciła sobie kostkę – poprosiłam ją o udzielenie mi wywiadu. Rozmawiałyśmy o życiu, wspinaczce, byciu mamą oraz o mężczyznach :).
To krótka rozmowa, ale jeśli chcielibyście dowiedzieć się o Lynn Hill czegoś więcej, radzę przeczytać jej autobiografię wydaną w 2002 roku.
Lynn Hill. Fot. Sam Bie
To wspaniale każdego roku widzieć cię i wspinać się z tobą na Petzl Roc Trip.
Przyjeżdżam na te eventy, ponieważ są świetną okazją do zabawy i spotkania z przyjaciółmi. To dla mnie jedyne takie miejsce, zwłaszcza teraz, gdy pojawił się Owen.
Właśnie, jego obecność wpłynęła na twoje życie?
Tak, zdecydowanie. Pamiętam czasy, gdy byłam tak wolna, jak większość uczestników Roc Trip, mieszkałam w vanie, podróżowałam po Europie. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym tak postępować teraz. Co prawda jedna część mnie cierpi z tego powodu, ale druga cieszy się z bycia mamą. Czekałam z macierzyństwem do 42 roku życia i myślę, że miałam dość czasu, by nacieszyć się wolnością i zwiedzić świat.
Wiele osób postępuje na odwrót: zostają rodzicami jako ludzie młodzi, a później mają czas
dla siebie – w ten sposób jednak nie rozwijają się, bo nie wiedzą, jak to zrobić, mnie to się udało.
Co prawda jestem nieco rozdarta między dwoma światami i czasami czuję się dziwnie jako dojrzała osoba spędzająca czas wśród młodzieży, ale lubię to i czuję się młoda duchem. Pozwalam Owenowi wspinać się na różne rzeczy i nie boję się o niego jak większość nadopiekuńczych rodziców. Zauważam nawet, że jeśli jest jakoś lekko zagrożony, to w ten sposób uczy się. Wszyscy się uczymy na swoich błędach, a on jest bardzo silnym małym dzieckiem, które jeśli chce coś zrobić, to zwykle to robi.
Dla takiego chłopca jak on każdy dzień jest wyzwaniem, które zajmuje mu mnóstwo czasu i pochłania wiele energii. Zwłaszcza teraz, gdy zajmuję się nim sama, ponieważ nie mieszkamy już z ojcem Owena. Dzieciak szybko rośnie i ciągle muszę się dostosowywać do nowego etapu jego rozwoju. Jako sześciolatek stał się niezwykle spokojny i posłuszny. Naprawdę skupiam się na tym, co mogę zrobić. Poszłam nawet do psychologa. Stwierdził, że niekoniecznie musi to mieć konsekwencje, które wpłyną na mój styl życia. Wiodę nieustabilizowane życie, całkowicie nierutynowe. Taka właśnie jestem i myślę, że taki jest również Owen, ale dziecko potrzebuje stabilizacji. Uczę się tego. Myślę jednak, że latem przyszlego roku zabiorę go na dwumiesięczny wspinaczkowy trip po Hiszpanii i południowej Francji.
Zatem ciągle jesteś w pewien sposób „wspinaczkowym nałogowcem”, nie mogącym się obyć bez pewnej dawki wspinania, którą codziennie sobie serwujesz?
Tak. Jednak wydaje mi się, że teraz inaczej niż kiedyś. To ciągle ewoluuje. Nazywam wspinanie ruchową medytacją. To mój sposób na sprawdzanie się i zrozumienie tego, jak mogę radzić sobie ze stresem i wyzwaniami.
Czy pracujesz teraz nad jakimś konkretnym projektem?
Mam taki w Rifle. Nie jest to nic obiektywnie trudnego, bo ma wycenę 8a. Jakkolwiek dla mnie jest to wymagające 8b, a to ze względu na górne miejsce kluczowe: jeśli jesteś wysoka, możesz z łatwością zaklinować kolano i łatwo przejść to miejsce. Jeśli jesteś niska – nie ma takiej możliwości. Muszę wykonać niezwykle trudny ruch. Naprawdę nie dbam o wycenę. Po prostu ta droga jest dla mnie sporym wyzwaniem.
Jednak moim największym projektem jest teraz praca nad filmem poświęconym technikom wspinaczkowym. Mam chyba dość unikalny sposób myślenia o wspinaniu i jego technicznych aspektach. Jest to wynik moich 28-letnich przemyśleń.
Film będzie opowiadał o ewolucji technik wspinaczkowych pojmowanych jako część kultury, z której wyrastamy. Ty na przykład pochodzisz ze Słowenii i jestem pewna, że ma to olbrzymi związek ze znaczeniem odwagi, prawda? Skojarzenia, jakie się nasuwają to „alpejsko i odważnie”. Moje korzenie są podobne, może nie aż tak bardzo osadzone w „odwadze”. Uczyłam się wspinać w czasach, gdy podstawowa zasada wspinaczkowa brzmiała: „Nie odpadnij!”. Gdy pojechałam do Europy i zetknęłam się z wapieniem, uświadomiłam sobie przewagę nieco szybszej wspinaczki i przekonania się do bezpiecznych lotów. Tak właśnie przesuwasz swoje granice. Zmieniałam swój sposób myślenia wielokrotnie.
Dla potrzeb tego filmu przeanalizowałam techniki i wiele drobnych trików. Niektóre z nich identyfikujesz jako własne, należące do twojego repertuaru, twojej biblioteki ruchów i technik wykorzystywanych w określonych sytuacjach. Teraz uporządkowuje je w postaci obrazów. To niezwykle pracochłonne zajęcie – znacznie bardziej niż mogłam się tego wcześniej spodziewać.
Możesz uczyć się poprzez zdobywanie doświadczeń, ale także korzystając z obrazu. Można mieć progres od samego patrzenia, jak ktoś się wspina. Jest to pomocne zwłaszcza dla początkujących. Staram się prezentować te zagadnienia tak, by widzowie rozumieli je jako racjonalne i byli w stanie logicznie powrócić do nich na trudnej drodze: „Ok, tutaj mamy odciąg, tam pionowy chwyt, więc na pewno gdzieś tu muszę znaleźć stopień”. My wykonujemy ruchy automatycznie, ale początkujący muszą myśleć o tym, co robią.
Jestem już na końcowym etapie mojej pracy, ale jako typowy zodiakalny koziorożec należę do ludzi, którzy pracują wolno, ale dokładnie.
Lynn Hill podczas wspinaczki w Zillertal. Fot. Piotr Drożdż
Z bycia zawodowcem i jedną z najbardziej znanych wspinaczek wynikają pewne zobowiązania wobec sponsorów i społeczności, nieprawdaż?
Pracuję dla Patagonii jako konsultant do spraw designu i „ambasador”, włączając w to obowiązki „ekologicznego aktywisty”. Wspinacze są ludźmi naprawdę blisko związanymi z naturą i mają wiele powodów, aby ją chronić. Czy nie możemy przystosować się do środowiska, zamiast próbować je zdominować?
Bycie ambasadorem oznacza również, że uczestniczę w licznych wspinaczkowych eventach i pomagam w zdobywaniu środków finansowych Amercian Alpine Club oraz kilku innym organizacjom zajmującym się ochroną środowiska. Udzielam wielu wywiadów, biorę udział w sesjach fotograficznych i filmowych, niekiedy piszę coś do prasy lub katalogów Patagonii itp.
Uczestniczę w pracach organizacji www.350.org. Pod koniec roku w Kopenhadze odbędzie się Konferencja Klimatologiczna, której celem jest przygotowanie Protokołu Kopenhaskiego (będącego powtórzeniem Protokołu z Kyoto) dotyczącego zapobiegania globalnemu ociepleniu i zmianom klimatycznym. Dzień przed rozpoczęciem konferencji 350.org organizuje międzynarodowe spotkanie poświęcone budzeniu w ludziach świadomości tych zagadnień. Ja podjęłam się zorganizowania dużej grupy ludzi, którzy zastąpią formację 350. Będziemy fotografować, filmować i przygotowywać konferencje dla mediów poświęcone globalnemu ociepleniu. Musimy gdzieś zacząć. Świadomość jest najważniejsza, ludzie muszą się organizować i może wtedy usłyszą ich politycy. To problem globalny. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że to kwestia nie cierpiąca zwłoki i że wkrótce może być już za późno. Niektóre media, mające interes w tym, by utrzymać nas w tej niewiedzy, robią nam pranie mózgu.
Podczas Roc Tripów wspinasz się na wszystkich najtrudniejszych drogach. Udowadniasz w ten sposób nie tylko swoją siłę, ale także to, że nie opuścił cię duch rywalizacji.
Zawsze byłam wobec siebie bardzo wymagająca i nie robię tego na pokaz. W wielu dyscyplinach sportowych, na przykład lekkoatletyce, próbujesz pokonać kogoś, kto startuje z tobą. We wspinaniu jest inaczej. Możesz wykazać się tym, co nazywane jest duchem rywalizacji, ale tak naprawdę motywuje cię chęć zmuszenia siebie do zrobienia tego, czego możesz dokonać. Ja zawsze mobilizuję tak siebie i to jest mój sposób na rozwój. Myślę, że ciągle mam i będę miała w sobie tę formę motywacji. Nie zamierzam utracić części siebie...
Dokończenie wywiadu: GÓRY, nr 9 (184) wrzesień 2009.
Zapraszamy do lektury!