Zapalony alpinista, który ciągnie w góry młodzież po to, aby uczyła się patrzenia na życie inaczej. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Księdzem Marcinem Kuperskim.
Co najbardziej pociąga Księdza w górach? Co jest w nich urzekające?
Myślę, że wysokość. To znaczy perspektywa tego, że wychodzisz trochę wyżej, że jesteś trochę bliżej nieba. Jako osoba, która gdzieś tam dotyka Pana Boga, to dla mnie zawsze jest taki pryzmat, że trochę bliżej tego nieba, że trochę bliżej Boga. Pełna przestrzeń, którą ci dają góry, perspektywa wolności, że możesz po jakimś trudzie i po jakimś takim zmęczeniu, pokonywaniu siebie, wejść na szczyt, usiąść sobie, popatrzeć na to, co przeszedłeś i powiedzieć sobie, kurcze, wdrapałem się tutaj. Taka satysfakcja też z tego, że patrzysz w dół na coś, co już przeszedłeś, że udało ci się wejść na to coś, co widziałeś gdzieś tam z dołu. Gdzieś tam widziałeś ten szczyt i mówisz sobie: kurcze, jak to daleko. Potem, siedzisz na tym szczycie i patrzysz w dół i mówisz: kurcze, niedawno tam byłem. Pokonywanie tych wysokości, tych przestrzeni, to daje człowiekowi chęć pokonywania siebie, i chęć sprawdzania siebie. Czasami szukam pewnego spokoju, wolności, przestrzeni. Wtedy mogę sobie tam wejść wyżej. Mam też takie doświadczenie, że jak się nawet mija ludzi wyżej, coraz wyżej, to są to jakby ludzie bardziej na siebie wyczuleni. Na dole nie zawsze każdy mówi sobie dzień dobry, cześć. Natomiast tam na szczytach to każdy praktycznie. To też pokazuje, że im bliżej, im wyżej tego nieba i tego szczytu, to ludzie bardziej na siebie zwracają uwagę, są bardziej otwarci, życzliwi, tacy czują się jakby coś ich bardzo połączyło. Góry są dla mnie taką przestrzenią, gdzie po pierwsze sprawdzam siebie. Gdzie też siebie jakoś tam formuję i kształtuję. Po drugie mam tę przestrzeń, żeby dotknąć Pana Boga, gdzie w tej codzienności, Go czasami gubię. A trzecie, spotykam takich ludzi, którzy naprawdę mają coś podobnego jak ja. W swoich oczach, w swoim spojrzeniu, w swoim geście, słowie. Są podobni bardzo do mnie w tej swojej pasji. Dlatego w górach czuję się dobrze.
Zdobył Ksiądz pewnie niejednokrotnie najwyższy szczyt Polski. Zdobyty został także najwyższy szczyt Europy! Czy są jakieś plany na przyszłość?
Tak, są. [śmiech] W ogóle jak wszedłem kiedyś na pierwszy szczyt Polski, a wszedłem ponieważ w tym samym roku mój proboszcz miał wypadek, w styczniu i on mnie wprowadził tak naprawdę w góry. Kiedyś po raz pierwszy zawiózł mnie w Tatry. Przeszliśmy zimą po zamarzniętym Morskim Oku i Czarnym Stawie. Pod koniec stycznia miał wypadek. Myślałem sobie, że mieliśmy wejść na Rysy, no ale zima, więc było bardzo trudno. Nie mieliśmy w ogóle sprzętu, „z motyką na księżyc”. Pomyślałem sobie, że latem na wakacje pojadę sam na Rysy, wejdę jak już nie będzie śniegu i odprawię tam za niego Mszę Świętą. I rzeczywiście to było pierwsze moje wejście na Rysy, samotne, z samego rana. Wszedłem na Rysy, odprawiłem Mszę Świętą tam. Mało pamiętam z tej Mszy Świętej. Byłem tak zmęczony i padnięty, że nawet nie pamiętam, czy wszystko już tam odprawiłem. Natomiast zszedłem i byłem bardzo szczęśliwy. Później kolejne wejście też było latem - samotne. Wprowadziłem także studentów. Miałem kilka takich wejść. Później udało mi się wejść zimą z moim kolegą, jak były śniegi i to też dało nową satysfakcję. I później pomyślałem sobie, że jak już mam najwyższy szczyt Polski, to miło byłoby zdobyć najwyższy szczyt Europy. Wszedłem na ten Mount Blanc, ale potem się okazało, że niektórzy mówią, że też jest Elbrus najwyższym szczytem. No więc o Elbrusie gdzieś też tam myślę. Natomiast plany dalekosiężne mam takie, że chciałbym wejść na Aconcaguę w Andach z tego względu, że jest to prawie siedmiotysięcznik. A chciałbym w przyszłości pojechać w Himalaje, żeby zdobyć ten najwyższy szczyt. Żeby zobaczyć też, jak zachowuje się mój organizm, jak ja zachowuję się z moją kondycją na wysokościach. To siedem tysięcy to jest taka granica zanim, długo dotknę i zacznę myśleć o ośmiotysięcznikach. To jest Aconcagua, później dalej, dalej gdzieś tam myślałem o Annapurnie I, tej pierwszej i no Mont Everest daleko, daleko gdzieś tam w moich marzeniach jest. To takie są plany.
Jakie związki ma dla Księdza zdobywanie szczytów z kapłaństwem?
Spore. Bardzo spore. Tak jak powiedziałem, mój pierwszy kontakt z górami dokonał się też przez księdza, więc też jakoś przez kapłaństwo. Pierwszy szczyt, który w ogóle zdobyłem w Tatrach, to właśnie Rysy i z tą Mszą Świętą. Więc dla mnie góry to jest moje miejsce kapłańskie, tam, gdzie ja po prostu odpoczywam, nabieram siły i wracam z powrotem. Jak pracowałem na parafii, to góry były dla mnie taką przestrzenią, gdzie wracałem, nabierałem trochę ducha, tej relacji z Bogiem sam na sam, później mogłem wrócić do ludzi z czymś nowym. Zacząłem jeździć w góry dopiero gdy zostałem księdzem, bo tam była dla mnie przestrzeń typowo Boża - że tak powiem. I dla mnie góry i kapłaństwo to takie osobiste doświadczenie, gdzie ja mogę w tej swojej pasji i w tym swoim kapłaństwie dotykać Pana Boga i być z Nim tam w takich właśnie momentach tylko moich. To nie znaczy, że tu już w kapłaństwie Pana Boga nie ma przy posługiwaniu, On jest, natomiast tam jestem tylko ja sam z tym, co mi Pan Bóg dał. Jestem bliżej Niego. Zdobywałem te szczyty, pokonując też siebie i dla mnie góry to jest ten czas, kiedy ja przeglądam własne kapłaństwo, kiedy nie tylko odpoczywam, ale nabieram nowej siły do tego, żeby wrócić z powrotem jako ksiądz i dalej działać.
Czy Ksiądz sprawuje liturgię na szlakach? Czy może Ksiądz opisać doświadczenie modlitwy, Mszy św. sprawowanej w górach?
Pewnie. To moje pierwsze postanowienie, to właśnie Msza Święta na Rysach, dała taki początek tego całego klimatu chodzenia po górach. Że ten Bóg był bardzo mocno obecny również w sakramencie...
Całość wywiadu na:
www.progory.pl