Od czasu gdy pierwszy raz założyłem na siebie koszulkę z wełny merino, ja również stałem się wiernym fanem tej odmiany bielizny. W ostatnich kilkunastu tygodniach miałem okazję testować
koszulkę z długim rękawem marki Icebreaker: model LS Crewe GT 200 z serii Lightweight.
Hasłem reklamowym marki jest
„Think Don’t Stink”, czyli „Pomyśl i nie śmierdź!” – taki napis w zielonym kółku zobaczyłem na pudełku mojej nowej koszulki Icebreakera. Gdybym nie znał wcześniej walorów użytkowych odzieży typu merino, potraktowałbym je jako kolejny pusty slogan. W tym przypadku jednak autor hasła uchwycił istotę zalet wełny merino. Przede wszystkim odzież tego typu całkowicie nie łapie przykrego zapachu potu, dzięki czemu można nosić ją naprawdę wiele dni bez obaw, że nasze koleżanki nie będą chciały obok nas siadać.
Ważny jest również aspekt „ekologiczny”.
Skoro odzież merino jest naturalna, to też w pełni biodegradowalna, zdrowa i przyjazna dla organizmu człowieka i jego otoczenia.
Podejście ekologiczne jest niezwykle podkreślane przez nowozelandzkiego producenta. Przejawia się ono m.in. w specjalnym „kodeksie traktowania” owiec hodowlanych, jaki muszą spełniać hodowcy. Firma stawia też sobie wysoko poprzeczkę, jeśli chodzi o relacje zarówno z hodowcami, jak i z naturą.
Użytkowanie
Koszulka służyła mi głównie jako
pierwsza warstwa na wyjazdach narciarskich, jak również
podczas zimowych treningów biegowych.
Pierwszy test, jakiemu została poddana, był to test „indoorowy”. Polega na tym, że nosimy maksymalnie długo koszulkę i sprawdzamy, czy… śmierdzi. Brzmi to może śmiesznie, ale dzięki temu można się przekonać, jak się ma hasło reklamowe do rzeczywistości.
Koszulkę Icebreakera można nosić nawet tydzień i nie odczuwa się żadnych zapachów. Po tygodniu z poczucia przyzwoitości wrzuciłem ją do kosza na brudy… Rekord noszenia odzieży typu merino non-stop w ekstremalnych warunkach wynosi podobno 196 dni (to przeszło pół roku)! Gdybym nie był użytkownikiem merino – nie uwierzyłbym, ale jestem, więc wynik ten wydaje mi się całkiem realny.
Jako że koszulkę otrzymałem na przełomie jesieni i zimy, na pierwsze sprawdzenie użytkowania „outdoorowego” wybrałem kilkudniowy wyjazd na narty. Uprawianie narciarstwa „trasowego” ma zasadniczą wadę: podczas mrozów przez większość czasu marznie się, jadąc na kanapie czy orczyku. W związku z tym trzeba zadbać o to, aby naprawdę ciepło się ubrać, jednocześnie pilnując, by nie przesadzić z ilością warstw, które mogłyby niepotrzebnie krępować nasze ruchy.
Merino doskonale nadaje się jako pierwsza warstwa odzieży – dotyczy to zarówno kaleson, jak i koszulki. Przy temperaturze do ok. -5 stopni i dość silnym wietrze na koszulkę Icebreakera, zakładałem kurtkę z primaloftu jako dodatkową warstwę „grzejącą” oraz gore-tex, izolujący od wiatru i wilgoci - i to całkowicie wystarczało. Przy bezwietrznej pogodzie kurtka gore-tex byłaby całkowicie zbędna. Przy większych mrozach dodatkowo przyda się jeszcze jedna bluza, np. typu powerstretch czy polar 100 lub grubsza koszulka merino, np. o gramaturze 260 (moja to 200-tka).
Merino pokazuje swoje zalety, gdy przez większość czasu ruszamy się w warunkach zimowych np. podczas biegania czy skiturów. Użytkownik nawet jeśli poci się, niespecjalnie odczuwa nieprzyjemną wilgoć. Podobnie w czasie deszczu. Pewnego razu podczas treningu nie było na mnie „suchej nitki”, i mimo że temperatura tego dnia nie była najwyższa, nie czułem, żeby było mi zimno. W tym czasie biegająca ze mną osoba w koszulce „sztucznej” już narzekała na chłód.
Bielizna z wełny merino nawet, gdy jest całkowicie mokra od potu lub od deszczu, nadal utrzymuje właściwą termikę ciała. Nawet mocno przemoczeni nie będziemy odczuwali chłodu.
Gdy trenuje się 4-5 razy w tygodniu, nie zawsze zdąży się odpowiednio szybko wyprać koszulkę biegową. W czasie zimy zdarza się, że zapomnimy powiesić odzież na kaloryferze, a to oznacza, że na drugi dzień wbijamy się w coś niezbyt przyjemnego i chłodnego.
Odzież z merino można ubrać nawet wilgotną, a i tak będzie nam ciepło. Bardzo cenię w Icebreakerze, że w tym względzie na dużo pozwala i założenie wcześniej używanej koszulki wcale nie powoduje dyskomfortu, w tym również zapachowego. Syntetyczna niewyprana koszulka potrafi nie tylko nieprzyjemnie pachnieć, ale również powodować niezbyt przyjemne uczucie w kontakcie z ciałem (charakterystyczne „drapanie” zaschniętych drobinek soli wydzielanej wraz z potem). W koszulce merino to całkowicie nie grozi – pomimo że używaliśmy ją już kilkakrotnie, nadal nie tylko nie śmierdzi, ale również nic nie drapie, nie swędzi itp. Doceniam również to, że jeszcze nigdy koszulka ta nie spowodowała u mnie obtarć, co w przypadku koszulek sztucznych, zwłaszcza nowych, jest dosyć powszechne.
Po kilku tygodniach użytkowania (bieganie, narty) koszulka w zasadzie wygląda jak nowa i jestem przekonany, że będzie mi jeszcze służyć bardzo długo.
Autor: Darek Gruszka, Ceneria.pl
Pełna wersja recenzji sprzętu dostępna jest na stronie www.ceneria.pl.