facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS
2010-06-10
 

Kinga Baranowska po Annapurnie

Trudność Annapurny polega na tym, że walczysz z czasem, że ciągle jesteś pod presją, wspinasz się w terenie zagrożonym lawinowo. Z tego względu nie chciałabym wracać na Annapurnę, bo jest nieprzewidywalna. Jednakże od samego początku miałam przeczucie, że staniemy na jej wierzchołku...
Pytał: Maciek Ciesielski

Kingo, na początku w imieniu całej redakcji bardzo ci gratuluję sukcesu! Wszystkie światowe serwisy podkreślają, że jesteś już na półmetku tzw. wyścigu o Koronę Himalajów. Ale czy ty w ogóle w nim bierzesz udział? Czy już to postanowiłaś? Z drugiej strony słyszałem o twoich planach na ten rok – K2 i może coś na jesień, odpowiedź wydaje się jednoznaczna...

Ale z kim ja mam się niby ścigać? Z innymi alpinistami? Z górą? W mojej głowie nie istnieje słowo „wyścig”. Oj...., to byłaby bardzo nierówna walka! Jeśli pytasz mnie natomiast o walkę z jakimiś moimi wewnętrznymi słabościami, o moje własne wyzwania, to i owszem, zmagam się z nimi za każdym razem. Jeśli czuję, że góra nie pozwala mi stanąć na swoim wierzchołku, po prostu odpuszczam.

Wróćmy na chwilę do Annapurny. Góra ta uchodzi za jeden z trudniejszych, a z pewnością za najniebezpieczniejszy ośmiotysięcznik. Piotrek Pustelnik potrzebował, z różnych przyczyn oczywiście, aż pięciu prób, by go zdobyć. Jakie są twoje odczucia? Na podstawie twoich zapisków na blogu odniosłem wrażenie, iż na Kanczendzondze było trudniej – wtedy wszystko było jakoś tak „pod górkę”.



Bo patrząc obiektywnie, Kanczendzonga jest trudniejsza niż droga niemiecko--francuska, którą się wspinaliśmy na Annapurnie. Jednakże Annapurna, co tu dużo mówić, bywa zdradliwa i niebezpieczna. Nie ukrywaliśmy tego, że się jej boimy, stąd nasza aklimatyzacja w innej części Nepalu, na Pumori, a co za tym idzie – wykupienie aż dwóch pozwoleń. Poza tym w przypadku ośmiotysięczników nie tylko trudności techniczne stanowią o trudnościach góry. Składa się na to wiele rzeczy, chociażby to, czy na tej wysokości potrafisz jeszcze funkcjonować. Ba! Zrobić mały krok. Trudność Annapurny polega też na tym, że walczysz z czasem, że ciągle jesteś pod presją, wspinasz się w terenie zagrożonym lawinowo. Z tego względu nie chciałabym wracać na Annapurnę, bo jest nieprzewidywalna. Jednakże od samego początku miałam przeczucie, że staniemy na jej wierzchołku.

Piotr jedną ze swoich poprzednich prób przerwał z powodu udziału w akcji ratunkowej. Doszło do nich także w tym roku. Często się nad tym zastanawiam, z jednej strony jestem stuprocentowo przekonany, iż w górach trzeba sobie nawzajem pomagać, zwłaszcza gdy zagrożone jest życie, z drugiej strony rozumiem, iż w momencie skrajnego wyczerpania, jakie towarzyszy działaniu na takiej wysokości, trudno jest wykrzesać jeszcze energię i siłę na zajmowanie się innymi. Inną sprawą jest też świadomość, iż często tymi, którzy potrzebują naszej pomocy, nie są wspinacze, którym zdarzył się wypadek, a ludzie, którzy bez odpowiedniego doświadczenia znaleźli się na danej górze w wyniku komercjalizacji, jaka zapanowała w Himalajach. Kolejny aspekt to fakt, iż każdy w góry idzie na własne ryzyko, to dlaczego ktoś inny ma ryzykować lub chociażby rezygnować ze swoich celów, by pomagać innym? Ja nikogo nie usprawiedliwiam, ale można sobie pomyśleć: mają, co chcieli, to niech sobie radzą... Jaki jest Twój stosunek do tego problemu?

No cóż, pewnie trudno coś dodać do twoich rozważań... Ważne, by w takich sytuacjach nikt nie pozostawał sam, by partner w porę zareagował. Jeszcze wtedy, gdy jest czas na udzielenie pomocy. Dlatego też ważne jest, z kim się działa w zespole i kto jest twoim partnerem. Zawsze może zdarzyć się tak, że jednego dnia ktoś czuje się rewelacyjnie, ale następnego – role się odwracają. To dbanie o siebie nawzajem i jednocześnie pilnowanie się jest niezwykle ważne. Mimo, że Tolo był zupełnie z innej ekipy i nie wspinaliśmy się razem, to jego śmierć jest dla mnie trudna. Bardzo trudna.

Na Annapurnie po raz pierwszy na taką skalę użyto podczas akcji ratunkowej śmigłowca. Taki helikopter wraz z ratownikami ma stacjonować w Nepalu przez cały sezon. Czy Twoim zdaniem zmieni to coś we współczesnym himalaizmie? Czy ludzie będą jeszcze bardziej ryzykować, gdyż gdzieś tam podświadomie będą się czuli bezpieczniej?


Mam nadzieję, że nie zamąci to w głowach wspinaczy. No bo w końcu szansa na to, że w Himalajach helikopter przyleci na czas, jest znikoma. Warunki (głównie pogodowe), które muszą być spełnione, są naprawdę wyśrubowane. Co z tego, że na Annapurnie helikopter ściągnął w dół z siedmiu tysięcy metrów trzy w miarę sprawne osoby? One i tak poradziłyby sobie same. Natomiast Hiszpana, po którego przecież śmigło wyleciało – nie udało się uratować. Helikopter przyleciał o dzień za późno, bo wcześniej nie było dobrej pogody. W rezultacie Tolo nie żyje. Tak więc jeśli ktoś poczuje się z tego powodu bezpieczniej i będzie bardziej ryzykował, to gratuluję podejścia.

Nie sposób, bym cię nie zapytał o sprawę zdobycia Korony Himalajów przez Koreankę Oh Eun-Sun. Nawet specjalistka od statystyk himalajskich Elisabeth Hawley nie do końca uważa sprawę jej wejścia na Kanczendzongę za oczywistą. Jakie jest twoje zdanie na ten temat? Czy zastrzeżenia Hiszpanów są zasadne, czy po prostu chodziło o wyścig między Oh Eun-Sun a Edurne Pasaban?

Widzisz, nawet sama Miss Hawley powstrzymuje się od oskarżeń, mimo że ma przeszłość wręcz „detektywistyczną” i nosa do wszelkich matactw. Uważasz, że ja mam etyczne upoważnienie do tego? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo trudno jest oskarżyć kogoś o kłamstwo, jeśli nie ma na to niezbitych dowodów. Fakt, byłam razem z Miss Oh na Kanczendzondze, ale ona wchodziła na wierzchołek trzy tygodnie wcześniej. W dodatku wchodziła sama (nie było z nią innych wspinaczy), wchodziła tylko ze swoimi siedmioma Szerpami, no i w fatalnej pogodzie przy zerowej widoczności. Po tym wszystkim jeden z jej Szerpów twierdzi, że na szczycie nie stanęła, zaś zdjęcia szczytowe zostały zrobione o wiele niżej. Trudny temat.

Wiele osób pyta mnie, jak to jest, że kiedyś na wyprawę jechało mnóstwo osób i jeszcze więcej Szerpów, a ty teraz jeździsz sama. Wytłumacz naszym czytelnikom, jak taka wyprawa przebiega – czy korzystasz z lin rozwieszonych przez Szerpów z innych ekspedycji? Czy trzeba za coś takiego płacić? Czy może wszystko rozwieszasz sama? Kto ci pomaga zakładać poszczególne obozy? Jak to wyglądało na Annapurnie, gdzie wręcz podkreślałaś na blogu, iż wy z Piotrem, w przeciwieństwie do innych wypraw, nie macie Szerpów?


Dlaczego sądzisz, że jeżdżę sama? Do tej pory solowe wejście mi się nie zdarzyło. Zawsze działałam w jakimś zespole partnerskim, który zazwyczaj ma oparcie w większej wyprawie. Ale przecież taka działalność jest dzisiaj normą. Wyprawy składają się z odrębnie działających zespołów realizujących swój program. Tak było również w przypadku Annapurny: na pozwoleniu i w naszej bazie było bodajże z sześć rożnych narodowości, ale działaliśmy w konkretnych zespołach.
Natomiast sposób realizacji wyprawy jest szczerze przedstawiany w moich relacjach, chociażby na mojej stronie. Istotnie, do tej pory nie zdarzyło mi się korzystać z pomocy Szerpów. Jest mi bliska zasada wejścia na górę jak najskromniejszymi środkami (by fair means). Oczywiście nikt mi obozów nie zakłada, nikt mi też nie wynosi ich wyposażenia. Zważywszy na moją niewielką posturę, obsesyjna staje się dla mnie zasada zabierania jak najmniejszej ilości i jak najlżejszych rzeczy. Natomiast liny poręczowe na drogach, gdzie działa kilka ekspedycji, bywają lub nie. W przypadku Annapurny, o czym również pisałam na blogu, poręcze były założone na serakach przez grupę Edurne, która zaczęła działalność miesiąc wcześniej.

Zostało ci jeszcze/tylko – w zależności jakby na to spojrzeć, siedem szczytów, w tym najwyższy Everest i uważany za najtrudniejszy technicznie K2 – której góry obawiasz się najbardziej, i czy nadal zamierzasz się wspinać na wszystkie szczyty bez użycia tlenu? Czy inne kobiety biorące udział w „wyścigu” również tak jak ty działają bez użycia tlenu oraz bez pomocy Szerpów?...

Dokończenie wywiadu w GÓRACH, nr 5 (192) maj 2010.

Zapraszamy do lektury!
Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
 
Kinga
 
2025-05-02
GÓRY
 

Raj bez przemysłu - Reunion

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
 
Kinga
 
2025-04-22
GÓRY
 

Skialpinistyczne klasyki na Hali Gąsienicowej

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2025-04-22
GÓRY
 

Po poprostu… prosty klasyk

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
 
 
 
Copyright 2004 - 2025 Goryonline.com