Latem 2009 trójka kolegów z Canadian Rockies (Eamonn Walsh, Ian Welsted i ja) pojechała do Pakistanu, aby pobawić się w trochę większych górach. Wróciliśmy w okolice lodowca Hispar, gdzie w 2006 roku podjęliśmy nieudaną próbę na południowo-zachodniej ścianie Kunyang Chhish East (około 7400 metrów). Chociaż Kunyang East jest jedną z najpiękniejszych gór, jakie kiedykolwiek widziałem (i ciągle jest dziewicza), w 2009 roku postanowiliśmy wspiąć się na inny szczyt, (również dziewiczy) Pumari Chhish East (około 6900 metrów).
Masywy Kunyang Chhish (7852 m) i Pumari Chhish (7492 m). Po prawej: Pumari Chhish East (6900 m). Fot. Rafał Sławiński
Wyjechaliśmy z Calgary 10 czerwca i w najdłuższy dzień roku dotarliśmy do bazy znajdującej się na wysokość 4500 m cudownej plamy zieleni zagubionej ponad lodowcem Jutmaru. Nasza baza oferowała nie tylko wspaniałe buldery, ale także piękny widok na nasz cel, który nie pozwalał nam zapomnieć, po co tu przyjechaliśmy. Pierwszym naszym zadaniem była dobra aklimatyzacja, więc już 26 czerwca weszliśmy na wcześniej niezdobyty szczyt o wysokości 5900 metrów, co zajęło nam od bazy do bazy 11 godzin (większość niewielkich, a nawet kilka dużych szczytów w rejonie lodowca Hispar ciągle jest niezdobyta). Nazwaliśmy ten szczyt Rasool Sar na cześć naszego kucharza, przyjaciela i przewodnika Hajji Ghulam Rasool. Chociaż większość naszego „wspinania na Rasool Sar polegało na brodzeniu w stromym śniegu, to na grani natrafiliśmy na ciekawy odcinek nawisów wyprowadzający na szczyt. Po kilku dodatkowych wycieczkach aklimatyzacyjnych i spędzeniu trzech nocy na wysokości 5600, oraz jednym wypadzie na ponad 6000 m, ogłosiliśmy się przygotowanymi na główną atrakcję.
Początkowo planowaliśmy podjąć próbę południową granią Pumari Chhish East, którą jako pierwsi próbowali w 2007 roku Steve Su i Pete Takeda. Jednak po przedzieraniu się przez śnieg na kilku wspinaczkach graniowych (słaby śnieg to coś, czego doświadczyłem na wielu graniach w Karakorum), najeżona nawisami południowa grań straciła trochę ze swojej atrakcyjności i zwróciliśmy naszą uwagę na położoną na prawo od niej ścianę południowo--wschodnią. 16 lipca zabiwakowaliśmy pod ścianą na wysokości 4800 metrów. Następnego dnia rano wstaliśmy przed świtem, aby wykorzystać chłodniejsze ranne temperatury. Szybko przeszliśmy przez pola lodowe i śnieżne, które doprowadziły nas do podstawy, znajdującej się na wysokości 5700 metrów, bariery skalnej. Podczas gdy Eamonn przygotowywał platformę pod namiot, ja i Ian zrobiliśmy jeszcze jeden wyciąg dość trudnego mikstowego wspinania. Zostawiliśmy linę w ścianie i zjechaliśmy na kolację. Chociaż teren nad nami wydawał się trudny, nie wyglądał na niemożliwy do pokonania nawet dla takich amatorów alpinizmu „na lekko” jak my.

Eamonn Walsh i Ian Welsted podchodzą pod barierę skalną na południowej ścianie Pumari Chhish East. Fot. Rafał Sławiński
Niestety, nie udało nam się z tymi trudnościami zmierzyć: cały wysiłek dnia, wysokość, a przede wszystkim ciężki posiłek liofilizowanego sera i fasoli spowodował, że rzygałem całą noc. Rano ledwo stałem na nogach, w związku z tym zjechaliśmy na dół.
28 lipca Ian i ja (bez Eamonna, który pojechał na ślub kuzynki i piwo do Irlandii) jeszcze raz spakowaliśmy swoje plecaki i podeszliśmy pod południowo wschodnią ścianę. Niestety, podczas poprzednich dziesięciu dni ciepłej pogody nitka lodowa, którą wspięliśmy się wcześniej, przestała istnieć. Kiedy siedzieliśmy pod ścianą i zastanawialiśmy się, czy powinniśmy mimo wszystko podjąć próbę przy takich warunkach (w końcu w świecie wspinania lodowego znane jest powiedzenie
jeśli się nie uformowało, to ty bądź w formie), żlebem zeszła spora lawina mokrego śniegu. Tego samego wieczora wróciliśmy do bazy.
Pomiędzy tymi dwoma próbami (jeżeli w ogóle możemy je tak nazwać) na Pumari Chhish East, we trójkę zaliczyliśmy drogę na wysokim na około 6300 metrów szczycie położonym dokładnie nad naszą bazą. 20 lipca, po biwaku na wysokości 4900 metrów, u stóp południowo zachodniej ściany przeżywcowaliśmy pierwszy, 900-metrowy, lodowo-śnieżny odcinek, który był zagrożony serakami, i osiągnęliśmy znajdujący się wyżej stromy odcinek skalny poprzetykany nitkami lodu. Zrobiliśmy osiem długich i wymagających wyciągów do osiągnięcia grani głównej na wysokości około 6200 metrów. Niestety, późna godzina, pogarszająca się pogoda, a przede wszystkim fatalne warunki śnieżne (głęboki, niezwiązany śnieg pokrywający skalne płyty) zmusiły nas do odwrotu. Zjechaliśmy w ciemnościach i wróciliśmy na miejsce biwaku po około 22 godzinach od jego opuszczenia. Chociaż nie stanęliśmy na szczycie, to byliśmy jednak bardzo zadowoleni, że udało nam się poprowadzić jedną z najlepszych alpejskich dróg mikstowych, jaką którykolwiek z nas kiedykolwiek poprowadził...

Rafał Sławiński wchodzi w kluczową barierę skalną na południowej ścianie Pumari Chhish East. Fot. Ian Welsted
Dokończenie relacji w: GÓRY, nr 12 (187) grudzień 2009.