30.04.2009
Wyszliśmy z Alberto do jedynki. Mieliśmy wyjść w czwórkę, ale Miguel rano powiedział, że nie ma ochoty ani siły, zaś Oriol przyszedł znowu do mesy z opuchniętą twarzą. Źle znosi wysokość, potrzebuje więcej czasu. Tak więc idziemy we dwójkę. Mnie co prawda też nie chciało się za bardzo wychodzić, czuję, że jeszcze nie wypoczęłam po ostatnich dwóch nocach na 6200 m, ale przyjmuję jedną zasadę w górach, która jak dotąd mnie nie zawiodła: kiedy jest pogoda, wychodzę do góry i się aklimatyzuję, bo potem mogę siedzieć całe tygodnie w bazie w kiepskiej pogodzie, z zerową aklimatyzacją.
Szłam krócej do jedynki niż poprzednio, ale wydawało się, że to nieskończoność. Chyba osłabienie po antybiotyku daje się we znaki. Po południu zaczęło śnieżyć i zrobiła się kiepska pogoda (jak co dzień tutaj), tak więc popłaca wychodzić rano. Jak zawsze w górach.
kingabaranowska.com