Kanczendzonga 2009 - Wyjście do góry
Wyjście do góry. Z rana. Aż sama jestem ciekawa, jak się te seraki forsuje.
26.04.2009
Wyjście do góry. Z rana. Aż sama jestem ciekawa, jak się te seraki forsuje. W niektórych miejscach są pod kątem 90 stopni. Do pokonania około 700 m w pionie. Na co bardziej stromych miejscach założone poręcze, bodajże przez Szerpów z grupy koreańskiej. My nie mamy Szerpów, wynosimy wszystko sami, ale pewnie będziemy partycypować w kosztach założenia poręczy na serakach. Mimo wszystko ciężko wnosi się cały ekwipunek do góry, kilogramy w plecaku powodują, że każdy metr w górę, to ogromny wysiłek.
Po przyjściu na 6200 m kopanie platformy pod namiot. Moja grupa podzieliła się na pół, żeby było łatwiej wynosić rzeczy. Część wzięła namiot wczoraj, druga część dziś oraz jedzenie i gaz. O prywatnych rzeczach (śpiwór, karimata itd.) nie wspominam, bo to już indywidualna sprawa kto w czym i na czym śpi. Jeśli ktoś ma cały ekwipunek mega ciężki to już jego problem.
Czuję się znakomicie (o dziwo). Przygotowuję przez resztę dnia picie i jedzenie dla siebie i Alberto, który jest bardzo zmęczony. Dostał kisiel i parę innych polskich specjałów i jest zachwycony. Mimo zmęczenia, swym angielsko-hiszpańskim wyraża sporo optymizmu. Pozostałe dwie osoby nie mogą nic jeść, sam zapach powoduje u nich mdłości. To też objaw kiepskiej reakcji na wysokość. U mnie żolądek w porządku, trawie w miarę dobrze, choć o obżeraniu się nie ma mowy.
kingabaranowska.com
Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl