facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS
2011-08-12
 

Jarek Blondas Liwacz – książę Sukiennic

Wspinanie dolnośląskie pozostaje w cieniu jurajskiego. Może decyduje o tym ciemniejszy kolor skały, a może mniejsza siła przebicia wspinaczy z Wrocławia, Jeleniej Góry czy Karpacza? Tak czy inaczej, wiadomości o przejściach na Hejszowinie, w Rudawach i w Sokolikach rzadziej pojawiają się w mediach, a postacie związane ze wspinaniem w tych rejonach nie są powszechnie identyfikowane, mimo że ewidentnie na to zasługują.


Postanowiliśmy zrobić krok w kierunku zmiany takiego stanu rzeczy i zacząć przedstawiać wywiady z najciekawszymi osobowościami tego środowiska.

NA POCZĄTEK MAŁA PROWOKACJA. JESTEŚ WSPINACZKOWYM ESTETĄ, CZY WSPINASZ SIĘ GŁÓWNIE DLA CYFRY?

Wspinam się wyłącznie dla cyfry i sławy. Już kiedyś pisałem, że nie robiłbym tego, gdyby nie odgłosy westchnień słyszane za plecami :). Ale oczywiście wolę cisnąć cyfrę na ładnych drogach, w pięknym otoczeniu. Lubię też wyrazy podziwu w obcych językach, dlatego wspinam się za granicą :).

MIAŁEM NIEJEDNOKROTNIE OKAZJĘ OBSERWOWAĆ CIĘ PRZY PRACY INSTRUKTORA WSPINACZKI. SKĄD BIERZESZ NIESAMOWITE ZASOBY CIERPLIWOŚCI DO TŁUMACZENIA TEGO SAMEGO CO TYDZIEŃ?


No wiesz, w końcu płacą mi za to :). Zapytaj księdza, jak radzi sobie z rutyną.
A tak poważnie, to bywa różnie. Wspinanie to pasja, którą chcę się dzielić z innymi. Przyznam, że łatwiej o zaangażowanie, gdy widzę, że kursant przyjechał się uczyć, a nie tylko na tygodniowe wakacje. Na szczęście co tydzień pracuję z innymi ludźmi, więc za każdym razem jest trochę inaczej.

JAK JEST Z MOTYWACJAMI I TALENTEM U TWOICH KURSANTÓW?

To temat na dłuższą opowieść. Wyraźnie zauważam, że materiał ludzki jest teraz znacznie słabszy. Wynika to pewnie z tego, że chętnych do wspinania jest znacznie więcej i każdy może spróbować. Często przyjeżdżają ludzie, którzy chcą przełamać swoje lęki, a kurs wspinaczkowy to nie zawsze dobra droga. Jednak staram się pracować tak, aby zadowoleni byli ci, którzy chcą pokonać strach, ci którzy zwyczajnie chcą się nauczyć oraz utalentowani, którzy mogą poznać granice swoich możliwości. Miałem zdolnych kursantów, nieraz było mi żal, bo wiedziałem, że na kursie ich przygoda ze wspinaniem się skończy (brak partnera + miejsce zamieszkania odległe od skał).



Big-wallowo w Yosemite, czyli Lurking Fear, El Capitan. Fot. arch. Jarek Liwacz
 
Bywają też sytuacje zaskakujące – gdy na przykład chłopak długo zbiera kasę na kurs, już sobie wszystko zaplanował: skałkowy, później tatrzański. Namawia dziewczynę, choć ta się nie pali i jest pełna obaw. On ją zapewnia, że będzie super, roztacza wizję wspólnych wspinaczek w górach, więc ona się godzi i przyjeżdża. Efekt? Ona kończy kurs na piątkę, a on nawet czwórek na drugiego nie jest w stanie za nią przejść.

MASZ JAKIŚ ZNANYCH KURSANTÓW?

Tak, są popularni, ale nie jako wspinacze. Jeśli pytasz, czy szkoliłem kogoś, kto jest sławnym zawodnikiem, to nie bardzo kojarzę. Na stażu, tuż po kursie instruktorskim, miałem dość znanego dziś wspinacza, instruktora, ekipera i czasem mojego partnera od liny. Moim zdaniem to, że ktoś jest dobrym łojantem, zależy od jego talentu i pracowitości, a nie od tego, że kiedyś spędził kilka dni na kursie z takim czy innym instruktorem. Na kursie można kogoś ukierunkować, przekazać mu wiedzę, zarazić pasją do gór czy wspinania ogólnie, ale w sześć dni nie zrobi się mistrza. Dalsza droga i rozwój to zasługa tego człowieka. Co innego instruktor-trener uczący na ścianie młodych ludzi czy instruktor w klubie, który opiekuje się swoimi kursantami także po szkoleniu, zabierając ich na wspólne wyjazdy.

CZĘŚĆ INSTRUKTORÓW PO CAŁYM DNIU SZKOLENIA NIE MA JUŻ SIŁY NA WSPIN, TY WRĘCZ PRZECIWNIE. JAK TO ROBISZ?

Nie wiem, na jakiej podstawie tak sądzisz, bo to ja właśnie najczęściej nie mam siły :). Nie potrafię się wspinać w czasie kursu, mam poczucie, że oszukuję kursantów, kradnę ich czas, nawet jeśli wtedy jedzą albo odpoczywają. Po zajęciach najczęściej albo jestem zmęczony, albo nie mam z kim się wspinać. Nieraz zostaję na godzinę, żeby poruszać się bez liny, ale to też nie jest łatwe, ciężko znaleźć odpowiednie drogi, nie natknąć się na innych wspinaczy i nie być posądzonym o popisywanie się :).

A DUŻO SZPANU JEST WE WSPINANIU? MASZ JAKIEŚ OBSERWACJE I PRZEMYŚLENIA?

Wydaje mi się, że nie więcej niż w innych sportach. Bywa, że ktoś epatuje najnowszym sprzętem, choć go nie używa lub wspina się po drogach łatwych, nieprzystających do prezentowanego arsenału. Podobne obrazki widzimy na stokach narciarskich. We wspinaniu (przynajmniej w Rudawach) jest to marginalne. Najczęściej szpanujemy oczywiście gołą klatą, nawet jeśli (jak to jest u mnie) jej nie mamy :). Moim zdaniem, zachowania te częściej postrzegane są jako szpanerskie, niż wynikają z chęci popisania się. Każdy, kto wspinał się po trudnym wie, jak ważna jest regulacja ciepła przez odpowiednie chłodzenie ciała. Często ubrany w polary obserwator dziwi się, jak półnagi szpaner może wspinać się bez koszulki. Mógłbym zażartować, że ci, którzy nigdy nie zdjęli koszulki do wspinu, chodzą po zbyt łatwych drogach lub mają kompleks własnego ciała. Powstrzymam się jednak :).

Kolejne zjawisko to epatowanie umiejętnościami. Wbijamy się akurat w tę drogę, na której ktoś właśnie nie może zrobić kolejnych ruchów, po czym przebiegamy ją z lekkością. Ale wszyscy wiemy, że łatwo być mistrzem na własnym podwórku. Osobiście staram się nie oceniać zachowań innych oraz nie dawać powodów do posądzeń mnie o szpan, ale zdaję sobie sprawę, że różnie z tym bywa.

Jesteśmy tylko ludźmi, a dodatkowo jako wspinacze mamy rozbudowane ego. Nawet ci, którzy twierdzą, że wspinają się wyłącznie dla siebie, mają potrzebę pokazania się, zwrócenia na siebie uwagi, docenienia przez innych. To siedzi w każdym z nas i nie widzę w tym nic złego. Dopóki nie przybiera rozmiarów patologii :).



Żywiec na Pod zjazdem VI.2+, Sukiennice. Fot. arch. Jarek Liwacz
 
CZY KURS W SOKOLIKACH RZECZYWIŚCIE LEPIEJ PRZYGOTOWUJE DO KURSU TATRZAŃSKIEGO?

Sokoliki, czy ogólnie Rudawy, to granit. Rysy, zacięcia, kominy, tarciowe stopnie i chwyty wymuszają bardziej techniczną wspinaczkę. Tutaj nie wystarczy być silnym, trzeba też umieć się wspinać. Jeśli chodzi o naukę wspinaczki z własną asekuracją, to odbywa się ona naturalnie, bo praktycznie każda droga jest dobrze asekurowalna z kostek. Ludzie prowadzą na własnej sporo bardzo ładnych dróg, często o górskim charakterze. Myślę, że dobry instruktor wszędzie przygotuje do kursu tatrzańskiego, ale i tak w Rudawach zrobi to najlepiej :).

WIELOKROTNIE WIDZIAŁEM CIĘ WSPINAJĄCEGO SIĘ BEZ ASEKURACJI OBOK KURSANTÓW, POPROSZĘ O JAKIŚ KOMENTARZ.

Bardzo sporadycznie żywcuję przy kursantach, staram się tego unikać. Co innego chodzenie obok nich, gdy prowadzą, to element pracy. Nie da się dynamicznie prowadzić kursu (tak, żeby klienci nie siedzieli i czekali), stale się asekurując. Do tego dochodzi mój temperament i doświadczenie. Od pierwszego dnia w skałach wspinałem się bez liny, zaczynałem w czasach, gdy było to normą. Kiedyś po czwórkach czy piątkach żywcował każdy. Trzeba było się rozgrzać, pójść rzucić wędkę czy po prostu powspinać się samemu. Po tylu latach znam swoje skały jak własną kieszeń, bardziej ryzykuję, że przewrócę się na podejściu.



Kultowy but Boreala – Ninja. Fot. arch. Jarek Liwacz

JAKIE MOTYWACJE KIEROWAŁY TOBĄ, GDY SOLOWAŁEŚ?

Tak jak wspomniałem kiedyś: lina czy uprząż były deficytowe. Jedna wędka na kilkanaście osób nie była niczym niecodziennym. Nic więc dziwnego, że praktycznie każdy chodził na żywca. Poza tym kiedyś wspinanie było zajęciem niebezpiecznym, zupełnie inaczej niż teraz .Ja od początku lubiłem wspinać się bez liny, ale pierwsze trudniejsze (oczywiście trudne dla mnie) żywce zrobiłem po kupieniu pierwszych butów, czyli baletek Boreala. Okazało się, że nogi stoją mi na wszystkim, a wspinanie się po trudnych drogach jest naturalne. Robiłem coraz bardziej wymagające linie, ale z dużą kontrolą sytuacji. Zawsze miałem spory zapas na drogach, które przechodziłem. Koncentrowałem się przed przejściem i nieraz odczuwałem lęk, który ustępował, jak już wchodziłem w drogę. Jeśli zaczynałem, wiedziałem, że skończę, nie miałem żadnych obaw czy wątpliwości.

SKĄD WZIĄŁ SIĘ POMYSŁ NA ŁAŃCUCHÓWKI I JAKIE MASZ JUŻ NA KONCIE?

Różne myśli i pomysły chodziły mi po głowie, ale łańcuchówkę zrobiłem jedną (jeśli nie liczyć tych wcześniejszych i późniejszych po kilka i kilkanaście dróg). Zainspirowali mnie Micaj i Sokół, którzy chcieli przejść kilometr w Sokołach. Jakoś im się nie składało, więc samotnie zrealizowałem ich pomysł. Oczywiście niedokładnie, bo na żywca nie mogłem robić bardzo trudnych linii. W cztery godziny przeszedłem 57 dróg, czyli około 1200 metrów w pionie.

JAK WYGLĄDAJĄ TWOJE STARTY W MARATONIE WSPINACZKOWYM?

Jeśli chodzi o maraton wspinaczkowy, to odbyła się już druga edycja tej imprezy, ale ja wystartowałem po raz pierwszy. Chciałem sprawdzić, ile metrów jesteśmy w stanie przejść w zespole z Tarwacem. Nie było tak źle, choć od strony logistycznej poszliśmy na żywioł. Idea i sama impreza jest super, ale niestety istnieje duże ryzyko, że nie będzie kontynuowana. Cały ciężar organizacyjny spoczywa na barkach Micaja, a te Michał ma słabe, bo nawet przybloku nie zrobi :). Jeśli więc ktoś go w tym nie wesprze, może mu zabraknąć motywacji do pracy nad imprezą. Mam jednak nadzieję, że znajdą się chętni do pomocy i w tym roku także będzie świetna zabawa przy rekordowej liczbie zespołów.

NIE ZNALAZŁEM W TWOIM WYKAZIE PRZEJŚĆ Z CHAMONIX, NIE WSPINASZ SIĘ TAM. JAKIE JEST TEGO UZASADNIENIE?

W okolicach Chamonix byłem kilka razy, ale raczej turystycznie niż wspinaczkowo. Najpierw wyjeżdżałem głównie w skały, później płodziłem i wychowywałem córki, a teraz cały sezon letni pracuję. Wspinam się głównie po sezonie i w miejscach, gdzie wtedy jest to możliwe. Od czasu do czasu podejmuję jednak próby i nie poddaję się.

NIE OGRANICZASZ SIĘ DO GRANITU, BYWAŁEŚ W PIACHACH, JAKIE SĄ TWOJE ULUBIONE REJONY?

Te moje wspiny w różnych miejscach to głównie druga połowa lat osiemdziesiątych. Wtedy wspinałem się trochę na Hejszy i sporo w Saksonii. Saska Szwajcaria jest jednym z najpiękniejszych rejonów skalnych na świecie. Wspinanie według niezmiennych od lat zasad sprawia, że te drogi nie tracą nic na swojej klasie. Tysiące turni i różnorodne formacje... Ech, warto byłoby tam kiedyś jeszcze wrócić.

Całość wywiadu znajdziecie w GÓRACH, nr 4 (203) kwiecień 2011.

Rozmawiał: Andrzej MIrek
Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
 
Kinga
 
2024-04-18
GÓRY
 

Dream Line 2024 – Anna Tybor wyrusza w Himalaje

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-03-25
GÓRY
 

Ferraty w Dolomitach – przegląd subiektywny

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-03-04
GÓRY
 

Tomek Mackiewicz. Pięć zim pod Nanga Parbat

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-02-12
GÓRY
 

VI Memoriał Olka Ostrowskiego

Komentarze
0
 
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com