Pracują niemal dzień w dzień od grudnia do marca. Za granicą nawet do maja, bo w Alpach śnieg leży przecież zdecydowanie dłużej. Na świeżym powietrzu, na słońcu i na dodatek robią to, co lubią. Za godzinę kursu dostają od 50 złotych za jedną osobę do 120 złotych za czteroosobową grupę. A żeby nauka była skuteczna potrzeba przynajmniej kilkanaście godzin z instruktorem. Cały kurs to wydatek rzędu 1000 złotych.
Szczęściarze zarobią dziennie nawet 500 złotych. Często nie muszą płacić za wyciągi, a z grupami zorganizowanymi jeżdżą na koszt turystów. Do tego pracują bez szefa nad głową i bez norm do wykonania. Praca jak z bajki?
Wbrew pozorom utrzymanie się tylko z nauczania narciarstwa jest niemożliwe. Dlatego większość instruktorów traktuje to jako pracę sezonową, a w ciągu roku utrzymuje się z innych zajęć, jak nauka pływania, wspinaczki czy sportów wodnych. Duży wpływ ma również to, że narty w Polsce nie są jeszcze tak popularne jak za granicą. Większość zainteresowanych kończy naukę na poziomie podstawowym, czyli jazda i hamowanie pługiem.
Z usług instruktora korzystają przede wszystkim dzieci. Dorośli wychodzą z założenia, że albo nauczą się sami, albo nie nauczą wcale, skoro do tej pory im się to nie udało. To, jak szybko początkujący narciarz opanuje jazdę, zależy od jego predyspozycji, ale również podejścia instruktora.
W Polsce uprawnienia instruktora można zdobyć na dwa sposoby. Przez PZN lub Ministerstwo Edukacji i Ministerstwo Sportu. Za granicą wymagane są jednak uprawnienia związkowe. - Są dzieci, które szybko łapią, o co w tym chodzi i są takie, które potrzebują więcej czasu. Podobnie jest z dorosłymi - zaznacza Piotr Sikora, instruktor narciarstwa zjazdowego ze Szczyrku. - Mają oni tę przewagę, że rozumieją wszystko to, co się do nich mówi i potrafią to sobie wyobrazić, ale ich strach jest o wiele większy. Nie ma więc reguły, kogo uczy się łatwiej. Wszystko zależy od indywidualnego podejścia.
Podejście i kontakt z uczniem oraz umiejętność zmotywowania są bardzo ważne, bo to od instruktora zależy, czy nauka to będzie coś więcej niż kilka ewolucji. – Niestety, kompetencje instruktorów bardzo często są ograniczone. Nie potrafią zachęcić do narciarstwa i nauki na wyższym poziomie niż jazda pługiem – stwierdza Czesław Dawiec, instruktor ze szkoły Ski Perfekt z Karpacza, który uczy narciarstwa od 30 lat. – Z drugiej strony, wielu korzystających z porad instruktorów już po kilku godzinach nauki uważa, że świetnie jeździ. A najczęściej jest to jazda pługiem.
Instruktor podobnie jak każdy narciarz musi odpowiednio przygotować się do sezonu. - Spędzamy przynajmniej 300 godzin rocznie na stoku, więc sprzęt się zużywa. Narty zmienia się średnio co dwa, trzy sezony - przyznaje Piotr Sikora. - Bezpieczna i przemyślana jazda wydłuża ten czas, pod warunkiem, że na stoku nie ma kamieni i lodu, a uczniowie nie najeżdżają na narty. Ich wymiana łącznie z kijkami, kaskiem i butami to koszt rzędu 2-3 tysięcy złotych.
- Każdy instruktor musi przygotować się do sezonu, a to również koszty – dodaje Czesław Dawiec. - Sprzęt, ubrania, dojazdy, unifikacje. Narty zmieniam za każdym razem, kiedy wchodzą nowe modele. Jest to obowiązkowe, jeśli chce się być na bieżąco. Oczywiście, zdarzają się instruktorzy, jeżdżący na tych samych nartach od 15 lat. To najczęściej osoby, które uczą sporadycznie, ale taki sprzęt to duże zagrożenie.
Instruktorzy-amatorzy
W Polsce istnieją dwie drogi zdobycia uprawnień. Polski Związek Narciarski organizuje kursy dla instruktorów, które wymagają od adepta nie tylko umiejętności doskonałej jazdy na nartach, ale i zaliczenia stażu oraz znajomości przynajmniej jednego języka obcego.
- Droga jest bardzo długa i bardzo żmudna – przyznaje Dawiec. – Zdobycie tytułu instruktora to nawet kilka lat szkoleń, począwszy od stopnia demonstratora do instruktora-wykładowcy. Koszt wszystkich szkoleń to nawet 10 tysięcy złotych i wiele papierkowej roboty.
O wiele łatwiej mają osoby zdobywające uprawnienia Ministerstwa Edukacji i Ministerstwa Sportu. Po kilkugodzinnym kursie otrzymują tytuł instruktora, co uprawnia ich do szkolenia przyszłych narciarzy. Jak jednak przyznaje Czesław Dawiec, ich umiejętności często pozostawiają wiele do życzenia.
Czytaj całość na:
http://menstream.pl/