Dawniej, gdy ludzie byli mocniej związani z naturą, zima oznaczała czas wyciszenia. Życie upływało spokojnie, zgodnie z rytmem Gai, która o tej porze roku w naszej strefie klimatycznej wchodziła w fazę uśpienia. Mniej światła, mniej witamin i sroga aura, przed którą nie chronił prosty przyodziewek. Nic więc dziwnego, że na kilka miesięcy pomieszczenie z piecem stawało się centralnym punktem życia. Obecnie dysponujemy niemal wszystkim, co pozwala rzucić wyzwanie Matce Naturze, za to mamy zbyt mało czasu, aby marnować go na siedzenie w ciepłych kapciach. Nie ma więc mowy o jakimkolwiek wyciszeniu i spokojnej regeneracji, skoro puch czeka na ślizg nart, lodospad na ostrze dziabek, a białe i mroźne przestrzenie na swoich odkrywców.