facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS

Himalaizm umarł? – nie-polemika Ludwika Wilczyńskiego

Nie polemizując z Bogusławem Kowalskim, który mówi o „śmierci” tradycyjnego himalaizmu sportowego [felieton w GÓRACH nr 297 – przyp. red.] – czyli o oblężniczych wyprawach ścianowych, zjazdach narciarskich, a nawet przejściach w stylu alpejskim, po których trzeba jeszcze zejść (zazwyczaj komercyjną drogą normalną), chciałbym ten pesymistyczny przekaz trochę rozjaśnić, z myślą o młodych wspinaczach, których część z pewnością marzy o nowych drogach na wysokich szczytach.

Właśnie – wysokich, ale czy koniecznie najwyższych? Mamy kilkanaście szczytów z magiczną „8” na przodzie. Magiczną, bo zamienialną na worki pieniędzy. Będą one niedostępne lub trudno dostępne dla himalaizmu sportowego. Warto więc odpowiedzieć na dwa pytania: czy jest czego żałować i czy to, co pozostało, jest marginalne i nie warte zachodu?

 

Ludwik Wilczyński; fot. Piotr Drożdż

 

Z pewnością szkoda dostępu do ścian ośmiotysięczników leżących blisko fabryk pieniędzy, ale jest trochę problemów wspinaczkowych w terenie, który komercyjny jeszcze długo nie będzie. Dziewiczych ścian i grani na szczytach niewiele niższych znajdzie się dużo, a na górach o wysokości około 7000 metrów – bez liku. W kwestii celów kryzysu więc nie ma, ale w ostatnich dniach pojawiły się doniesienia o znacznych podwyżkach opłat za zezwolenia i, co budzi największe obawy redaktora Michała Gurgula, obowiązku używania tlenu oraz wynajęcia przewodnika dla każdych dwóch uczestników wyprawy.

 

Obawy redaktora są chyba na wyrost. Pyta, czy wyobrażamy sobie Andrzeja Bargiela, za którym biegnie przewodnik. Nie wyobrażamy sobie, choćby dlatego, że Andrzej Bargiel jest przewodnikiem UIAGM-IVBV, federacji, która od lat funkcjonuje w Nepalu. Jeśli nawet standard lokalny nadal będzie funkcjonował, to ten międzynarodowy z pewnością będzie w tym kraju wiodący. Być może dla wypraw sportowych konieczna będzie, jak dawniej, rekomendacja krajowego związku alpinistycznego. Jest to w każdym razie ewentualne zadanie dla UIAA – lobbować za sportowym himalaizmem w ministerstwie turystyki Nepalu.

 

Co do obowiązku używania tlenu, jest to moim zdaniem typowo biurokratyczny pomysł, bez możliwości egzekwowania. Prawdopodobnie chodzi o oddalanie roszczeń wynikających z braku służb ratowniczych w Nepalu. Choroba wysokościowa to najczęstszy powód śmiertelnych zejść w wysokich górach. Obowiązek stosowania dodatkowego tlenu zdejmuje odpowiedzialność w wypadkach, kiedy tlenu nie użyto, użyto wadliwie lub nie zapewniono odpowiedniej jego ilości. My Polacy powinniśmy dobrze rozumieć tego rodzaju formalny wybieg. Ja sam mieszkam niedaleko przejazdu kolejowego z sygnalizacją świetlną, na której przez kilka lat wisiała tabliczka „sygnalizacja uszkodzona”, mimo sprawnego urządzenia. Sprytne, prawda?

 

Reasumując, obawy są częściowo słuszne ale przesadzone. Zwykłe drogi na najwyższe szczyty od dawna nie mają wartości sportowej i obecne regulacje mogą komplikować działalność himalajskiego kolekcjonerstwa, które od lat 90. ma niewielkie znaczenie sportowe. Jeszcze raz na tych łamach przypomnę sformułowaną 30 lat temu ideę nagrody „Złotego czekana”:  „Współczesny alpinizm wyżej stawia kwestię stylu i użytych w wejściu środków, niż samo osiągnięcie szczytu. Dość już angażowania olbrzymich finansowych i technicznych środków, jak dodatkowy tlen, liny poręczowe i wysokogórscy tragarze, jako «sportowego dopingu»”.

 

Pamiętamy oczywiście o pobiciu Simone’a Moro i towarzyszy, poruszających się bez opłaty obok komercyjnej „instalacji” zakładanej przez pracowników agencji. Nie wyobrażam sobie jednak tego incydentu jako normy. Był to wybryk pojedynczych ludzi, który na pewno jest nie do zaakceptowania przez oficjalne czynniki, choćby z powodu braku jakichkolwiek korzyści z takiej metody. Himalaizm sportowy także przynosi niebagatelne zyski krajowi takiemu jak Nepal, nie wspominając o pasmach himalajskich w Pakistanie i Indiach.

 

Sądzę, że nowe regulacje i rozwijający się od lat 90. biznes pod hasłem „14 × 8000 dla każdego” tylko przypieczętuje istniejący od dawna podział na himalaizm komercyjny i sportowy – odpowiednik starego żartobliwego podziału na woły śnieżne i wspinaczy.

 

To, co przebija się w internecie i w rozmowach ludzi gór – czyli rozczarowanie kolejkami na Evereście i K2, lub liczbą i stylem powtórzeń niegdysiejszych ekstremów – jest bardzo typowe dla wszystkich górskich pokoleń. Łatwo wyobrazić sobie podstarzałego doktora Paccarda, oglądającego wycieczki z przewodnikami na Mont Blanc – takie, w jakiej wziął udział Antoni Malczewski w drugiej dekadzie XIX wieku.

 

Z myślą o tłumie młodych ekstremalnych alpinistów i skialpinistów, na pytanie: „Czy himalaizm umarł?”, odpowiadam: Tak. Zabili go i uciekł.

 

Tekst: Ludwik Wilczyński

 

 

Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
Goryonline
 
2022-09-13
GÓRY
 

Andrzej Bargiel - Khumbu Icefall

Komentuj 0
Goryonline
 
Goryonline
 
Goryonline
 
2022-08-24
GÓRY
 

Andrzej Bargiel – Everest Ski Challenge

Komentuj 0
Goryonline
 
2022-03-28
GÓRY
 

Red Bull Szybka Tura

Komentuj 0
 
 
 
Copyright 2004 - 2025 Goryonline.com