facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS
2009-08-17
 

Hansjörg Auer - spełniając marzenia

Publikujemy fragment wywiadu opublikowanego w całości w Magazynie GÓRY, nr 9 (172) wrzesień 2008. Rozmawiał: Piotr Drożdż / Magazyn GÓRY, zdjęcia: Heiko Wilhelm.
Nadal jesteś znany przede wszystkim ze swojego żywca na Rybie, więc zacznijmy od tego tematu. Czy nazwałbyś to przejście czymś, co odmieniło twoje życie?

Trochę się zmieniło, ale naprawdę istotne było dla mnie to, żeby nie ucierpiała na tym moja osobowość. I teraz, po półtora roku, mogę powiedzieć, że mi się udało. Jestem ciągle tym samym Hanjörgiem Auerem, znanym ze swojej skromności. Na początku było naprawdę ciężko, bo z dnia na dzień stałem się dobrze znany. Ale teraz już wszystko wróciło do normalności.

Dlaczego nie zapatentowałeś tej drogi przed przejściem bez asekuracji? Ciężko sobie wyobrazić, że po zrobieniu kilku miejsc na wędkę, mogłeś się spodziewać, że będziesz czuł się pewny podczas żywca.


Kiedy robię coś wyjątkowego, sukces musi przyjść w pewnym sensie łatwo. Kilkudniowa praca nad drogą w tym przypadku nie jest w moim stylu. W moim przekonaniu był to również znak, że miałem ogromną wiarę w moje umiejętności. Wierzyłem, że pozwolą mi spełnić marzenia i nie przegrać. To, czy czujesz się pewny siebie czy nie rozgrywa się w twojej głowie. Oczywiście mam czasem projekty, na których muszę popracować, ale nie są to tak niebezpieczne przedsięwzięcia jak poważna solówka. Dobitnym dowodem, że jednak czułem pewność siebie podczas tej wspinaczki jest czas, w jakim przeszedłem drogę.

Większość solistów wspomina o wyjątkowym stanie umysłu, jakiego doświadczają podczas przejść bez asekuracji. Ty również opisywałeś tę „odmienną rzeczywistość” podczas swojego przejścia. Wówczas, gdy pisałeś ten artykuł, te przeżycia były bardzo świeże. Czy teraz, po prawie półtora roku, wciąż są żywe w twojej pamięci?

Tak, są. I czasem wracam myślami do tych kilku godzin spędzonych na Rybie. Chociaż oczywiście, z upływem czasu, nie jest to coś, o czym ciągle myślę. Trudna wspinaczka bez asekuracji jest czymś wyjątkowym i nie powinna stać się czymś rutynowym. Co do mnie, to mogę potwierdzić, że także mi ciężko jest czasem uwierzyć w to, co zrobiłem 29 kwietnia 2007 roku: 37 wyciągów, 7b+, bez asekuracji, w 2 godziny 55 minut...



Opowiedz o logistyce sesji zdjęciowej, jaką zrobiliście na Rybie z Heiko Wilhelmem.

Heiko jest moim dobrym przyjacielem, więc było to dla niego prawdziwe wyzwanie; być może nawet większe niż trzecie przejście Mordoru 8c+/9a. Dzień był bardzo chłodny. Podeszliśmy przez lodowiec i zjechaliśmy do wielkiej półki. Był z nami mój brat Mathias. Dla mnie było istotne, aby zrobić „prawdziwe” zdjęcia, więc jeszcze raz zrobiłem na żywca kilka odcinków drogi (pomiędzy Rybą i półką). Brat opuścił mnie na linie, zdjąłem uprząż, lina została wyciągnięta do góry i Heiko porobił mi zdjęcia. Pomysł był więc prosty. Natomiast dla Heiko i Matthiasa oglądanie mnie podczas tej wspinaczki bez asekuracji było ciężkim przeżyciem. Dla mnie zaś było to kolejne bardzo pozytywne doświadczenie. Nie miałem żadnych problemów z koncentracją czy tym podobnych rozterek.

Jak porównałbyś swoje wrażenia przy przejściu na żywca Ryby i Moderne Zeiten, którą zrobiłeś dwa lata wcześniej? Pamiętam, że przeszedłeś Moderne dwukrotnie przed solówką na tej drodze, ale nie ma żadnych informacji na temat twojego przygotowywania się do tej wspinaczki. Czy oznacza to, że w tym przypadku również nie zapoznałeś się w większym stopniu z drogą przed jej przejściem?


Nie patentowałem tej drogi. Przeszedłem ją wcześniej dwukrotnie, w 2004 i 2005 roku, ale za każdym razem, z powodu bardzo niskiej temperatury, nie udało mi się zrobić czysto pierwszego wyciągu. Także w tym przypadku przejście bez asekuracji było dla mnie czymś więcej niż kolejnym wyzwaniem. Musiałem pogodzić się z tym, że robię w tym stylu drogę, której najtrudniejszy wyciąg wcześniej mnie nie puścił. Czymś wspaniałym podczas przejścia Moderne Zeiten były ostatnie wyciągi. Headwall na tej drodze jest najwyższej próby – przewieszenie i naprawdę piękne ruchy…

„Tak naprawdę nigdy nie zakosztowałem w żywcowaniu krótkich rzeczy, bo za szybko jest po wszystkim, schodzisz i musisz znowu nastrajać się ponownie” – to słowa Petera Cofta. A jak jest z tobą? Regularnie solujesz krótkie drogi?

Przeszedłem solo tylko dwie jednowyciągowe drogi do 6c. Świetnie rozumiem Petera Cofta. W moim przypadku ta „inna rzeczywistość”, o której wcześniej rozmawialiśmy, pojawia się tylko na długiej drodze. Tym, co fascynuje mnie we wspinaniu bez asekuracji, jest przeżywanie absolutnej wolności i lekkości ruchu. Na początku drogi w pewien sposób zanurzasz się w innym świecie, należącym tylko do ciebie, w którym bawisz się ruchem własnego ciała.

Czy miałeś jakiś idoli wśród solistów poprzednich pokoleń wspinaczkowych? Wzorowałeś się na którymś z nich? Może potrafisz wskazać przejścia, które wywarły na tobie największe wrażanie, były główną inspiracją?

Jeśli chodzi o inspirację, to jej źródłem nie są soliści poprzednich pokoleń, choć – jak każdy sportowiec – mam idoli, znajduję ją natomiast we własnych marzeniach. Jestem osobą, która zawsze patrzy w przyszłość, szukając nowych wyzwań. Jeśli chcesz pchnąć alpinizm do przodu, to nie można orientować swojej świadomości ku wspinaczom z przeszłości czy nawet obecnemu pokoleniu. Trzeba odkrywać swoje własne, a przede wszystkim nowe horyzonty. A nowe idee mają swoje źródło w marzeniach i odczuciach. Przejdźmy do innych dyscyplin wspinaczkowych.

Twoja fascynacja wspinaniem zaczęła się od gór i dopiero po jakimś czasie odkryłeś dla siebie wspinanie sportowe. Teraz typowa jest raczej odwrotna kolejność. Czy sądzisz, że taka droga miała wpływ na twoją karierę wspinaczkową i podejście do wspinania?

Bez wątpienia. Przykładowo gdy w ciągu dwóch pierwszych lat wspinania jeździłem do Arco, to wspinałem się tylko na wielowyciągówkach i drogach o charakterze alpejskim. Teraz potrafię się tam cieszyć także wspinaniem skałkowym. Po pierwszych latach wspinania doszedłem do wniosku, że jeśli chcę być dobrym wspinaczem alpejskim, to muszę więcej wspinać się sportowo. Moją największą pasją jest robienie trudnych wielowyciagówek, a także – od czasu do czasu – przejść na żywca. A jeśli przyjrzysz się karierom dobrych wspinaczy sportowych, to okazuje się, że potrafią robić najtrudniejsze drogi alpejskie w krótkim czasie. Trzeba jednak czuć pasję i motywację. I znowu dochodzimy do tego, o czym była mowa przed chwilą – idź za swoimi marzeniami i uczuciami, a będziesz szczęśliwy i odniesiesz sukcesy.

Opowiedz ciut więcej o początkach swojego wspinania.

Zacząłem w wieku 12 lat – wtedy odbyłem kurs w klubie alpejskim. Moim trenerem był Roland
Mittersteiner z Południowego Tyrolu (ciekawostką jest, że jest on autorem pierwszego onsajtu na Rybie!). Kiedy już byłem na poziomie sportowego 6c, wspinałem się naprawdę sporo: w tym czasie potrafiłem robić 70-80 wyciągów w cztery dni, wszystkie na alpejskich drogach, głównie w Dolomitach. Zrobiłem też bardzo fajne drogi lodowe i kilka północnych ścian. Potem powróciłem do wspinanie skałkowego, oczywiście nigdy nie rezygnując z alpejskiego. Najtrudniejszą drogą, jaką zrobiłem był Glückshormon 8b+ w Niederthai (Ötztal). Obecnie robię sporo dróg na poziomie od 8a w górę, a najlepszy onsajt mam na poziomie 8a+...

Ciąg dalszy w: GÓRY, nr 9 (172) wrzesień 2008 r.
Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
 
Kinga
 
2025-01-15
GÓRY
 

Halka w falbankach chmur - Laponia

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
 
Kinga
 
2025-01-08
GÓRY
 

Lubimy element zaskoczenia

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2025-01-07
GÓRY
 

Wielka Korona Tatr w rekordowym czasie

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-12-30
GÓRY
 

Działam po swojemu

Komentarze
0
 
 
 
 
Copyright 2004 - 2025 Goryonline.com