facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS
2017-08-07
 

Ha Long - Wspinaczka na zęby smoków

 

– Nie płynę dalej, bo napadną nas piraci....

– Jacy piraci? To jakaś ściema, płyniemy dalej – irytuję się coraz bardziej.
Dong wyjaśnia, że jest na nieznanych wodach i że podobno tędy prowadzi szlak przemytniczy chińskiej mafi i... Wracamy. Na szczęście już wkrótce i zupełnie przez przypadek wpływamy prosto na Laughing Dog Wall. Następnego dnia nasza wietnamska załoga zacznie lekcje nawigacji. Na razie rzucamy się na ścianę. Na kilku drogach wiszą nowiutkie bolty, to sprawka francuskiej ekipy. Później dowiedziałem się, że zrobili kilka nowych sektorów i nawet mieli GPS. Szkoda, że nie mieliśmy ich namiarów...

 

Przemek Klimek I Eliza Kubarska podpłynęli pod wystającą z morza wieżę One Pillar Pagoda. Ściana ma wysokość około czterdziestu metrów, stojąc na dumetrowej podstawie. Pierwszą drogę zrobili tu amerykanie, ale dziś nie ma już na niej plakietek . Eliza aseuktuje z łódki plecionej z pędów bambusa.

 

Przez mgłę przebija słońce. Zaczynamy wspinanie na jedną z najwyższych turnii w rejonie znanej turystycznej jaskini Dau Go. Ściana ma 100 m wysokości jest pionowa i nazywa się Luy Tam Biet. Tak naprawdę wypatrzyliśmy ją jeszcze w Ha-Noi na... pocztówce. Jest jedną z najładniejszych ścian regionu. W niższej partii zaczynamy prace nad krótszymi drogami, które prowadzą po wspaniałej pomarańczowej skale. Po jednej z tutejszych „rys” wspinała się wiele lat temu włoska ekipa.

 

 

 Stary Dzuong i Eliza płyną pod upatrzoną ścianę. Duży statek nie może

podpłynąć zbyt blisko z powodu wielkich głazów czających się pod wodą.

 

Chcemy poprowadzić drogę środkiem dużej ściany, na sam szczyt turni. Prosto z łódki wspinamy łatwym terenem przez zarośla, aż do półki, która będzie odtąd naszą bazą wypadową. Razem z „Shamickiem” chcemy obejrzeć skałę z bliska, dlatego najpierw decydujemy się na „jungle wspin” w zarośniętym zacięciu, które prowadzi prawie na sam szczyt turni. Zarośnięta skala jest bardzo ostra, a ciemnoszare ostrza łatwo pękają pod obciążeniem. Kilkadziesiąt metrów nad ziemią przeciskam się przez zarośla, zakładam stanowisko i asekuruję Shamicka. Nagle szarpnięcie. Przemek spada z urwanym kawałkiem skały, przelatując milimetry nad kolczastymi zaroślami. Na szczęście w innych partiach ściany skala jest lepsza. Bujamy się na linach coraz wyżej nad statkiem. Trwa ubezpieczanie dróg. W jednej z dziupli wysoko nad ziemią znajduję skórę węża. W innym miejscu próbując nowy pasaż odrywam się od ściany razem z „dobrym odciągiem”. Niestety, część chwytów na dużej drodze jest bardzo ostra, krawędzie rozcinają palce. Od ich kształtu i stanu moich palców już wkrótce nazwę nową drogę Vampire State Buildnig. Jej trzeci wyciąg jest niesamowity; ciągnie się w nieskończoność, a z każdym zdobytym metrem nasz pływający w dole stateczek maleje.

 

Kuba i Eliza zaraz po pobudce. Śpimy w namiotach na dachu stateczku, piętro
niżej w środku kabiny szaleje wieLki szczur...

 

Pod ścianę podpływamy maleńką łódeczką. Jest pleciona z bambusowych liści. Z daleka wygląda jak mały koszyk. I gdy wrzucamy do niego całe żelastwo – spity, karabinki, wiertarkę i liny – a potem jeszcze wskakuje tam trzy lub cztery osoby, to koszyk zaczyna tonąć. W drodze pod ścianę machamy na przemian: wiosłami i plastykowym pojemnikiem do wybierania wody. Na takich samych łódeczkach, ale trochę mniej obciążonych pływają dzieci z pobliskiej wioski. Zadzierają głowy i do nas machają.

 

Eliza i „Shamick” kończą spitowanie naszego sektora. Po tej całej pracy nie mogą się już doczekać, szczególnie Eliza wyrywa się do góry i zanim się ktokolwiek zorientował już ma wszystkie pierwsze prowadzenia na swoim koncie.

 

Przemek Klimek i Eliza Kubarska podchodzą łatwym terenem na startową półkę.


 

Wietnamczycy są pod wrażeniem naszych manewrów. Jednak gdy proponuję Duongowi wspólną wspinaczkę, kategorycznie odmawia. Woli bezpieczny pokład. Z każdym dniem Duong i Dzuong są coraz bardziej przyjaźni. Próbujemy razem grać w karty, a Dzuong zabiera się nawet za masaż połamanej wiele lat temu ręki „Shamicka”. Tak po prostu, by ulżyć mu w bólu. W geście przyjaźni nasi wietnamscy towarzysze obejmują nas, a nawet łapią za kolana. Czasem stoję na dziobie statku, a Dunong pochodzi zarzuca mi rękę na ramię... Te wylewne gesty przyjaźni początkowo wydają się nam dziwne, ale to przecież inna kultura. Nie możemy wymagać od wietnamskich rybaków, by zachowywali się jak „biznesmeni w czasie przerwy na lunch”.

 

W końcu pojawia się problem. Piraci. Od czasu rekonesansu i „buntu” Duonga, obawiamy się, ze ktoś może nas napaść w zaułkach zatoki. Nie jesteśmy jedynymi, którym wyobraźnia podpowiada takie scenariusze. Francuzi nazywali swój nowy sektor „Le Plage des Pirates” (Plaża Piratów), po tym jak zmuszeni byli nocować w nieznanych „groźnych” okolicach.....

 

 

Do burty dobija pływający sklep. Całe rybackie wioski żyją tu „unosząc się na wodzie”. Od nich kupujemy wodę pitną i jedzenie. Jajka są tu towarem luksusowym. Bardziej typowe są owoce morza i ryby.

 

W przewodnikach turystycznych po Ha-Long pojawiają się ostrzeżenia, że zdarzały się przypadki okradania łodzi. W czasie, gdy turyści kąpią się radośnie w wodzie do ich statku podpływa szybka motorówka, złodzieje „czyszczą” pokład i uciekają. Duży statek ich nie dogoni. To są bandyci, których się obawiamy. Jednego rodzaju piractwa jednak nie przewidzieliśmy.

 

Nasi piraci nie mają przepasek na oczach, ani haków zamiast ręki. Wyglądają bardziej oficjalnie. Maja zielone mundury i często się uśmiechają....
– No problem my friend, tourists always safe... – policjanci wskakują na pokład.
– Your captain no good,
– Jak to „no good’ – jesteśmy innego zdania...

 

Zawsze obawialiśmy się, że ktoś w końcu nam przeszkodzi lub że pojawią się biurokratyczne trudności....ale, nie że kapitan będzie no good...
– Your captain has no license...
Policjanci nie chcą od nas żadnych pozwoleń, nie ma problemu, możemy się wspinać. Ale najpierw trzeba załatwić sprawę kapitana. Zarzut pod jego adresem wydaje się absurdalny, mimo to musimy mu pomóc... Trzydzieści dolarów później kapitan jest już w porządku. Od tej chwili unikamy piratów w mundurach... Gdy zapada zmrok, gasimy wszystkie światła na pokładzie..

 

 

Nasz statek cumuje schowany „W Środku Wyspy”. Wokół ściany, jaskinie i tunele,
którymi można czasem wpłynąć w sam środek wyspy.

 

Przenosimy się do innej zatoczki, blisko starego amerykańskiego sektora Flying Fish Wall. Okoliczne wysepki stoją na kompletnym odludziu. Na jednej z wysp odnajduję trzydziestometrowy fi lar, który wygląda ciekawie i łatwo. „Jakieś 6b i zrobimy to w dwie godziny” – szacuję... Zaczynamy wspinaczkę. Dolna część skały jest ostra, a droga zaczyna się dynamicznym bulderem. Tego miejsca nie zauważyłem wcześniej, jest sporo trudniej niż myślałem, a wspinaczka oraz instalacja asekuracji trwa aż do następnego dnia. W końcu wytyczamy dwie linie (7c, 7c/c+ – ok. VI.5)

 

 

Chłopcy z pływającej wioski korzystają z odpływu, aby zagrac „W nogę”. Stały
grunt odsłania się tylko na kiLka godzin. W Ha-Long prawie nie ma plaż – tylko
woda i pionowe skały.

 

Znów śpimy schowani w jakiejś dzikiej zatoce, okoliczne laguny tętnią życiem. Stada małp biegają gdzieś wysoko po zarośniętych skalach. Do środka niektórych wysp prowadzą tunele, które odsłaniają się tylko podczas odpływów.

 

Dawid Kaszlikowski prowadzi trzeci wyciąg Vamire State Building 7B. Nowa droga prowadzi niemal na wierzchołek stumetrowej turni Luy Tam Biet.

 

Paul Piana pisał mi przed wyjazdem: „Korytarz jest niski. Padnij na kolana i wejdź do środka wyspy”. Wszedłem. Prosto z plaży do środka pulsującej życiem laguny. Innym razem wydrążonymi przez morze tunelami wpływamy do jaskiń. Można tam przebywać jedynie podczas odpływu. Przypływ napełnia korytarze aż po sam sufi t. Na krawędziach tych okapów wypatrzyliśmy wiele nowych linii pod trudne sportowe drogi. Jednak jedna ekipa nie jest w stanie wykorzystać nieograniczonych możliwości, jakie daje Ha-Long. Mieliśmy za mało spitów, za mało czasu, za mało sił... Po trzech tygodniach nasz czas się kończy. Wracamy do Bay Chay z poczuciem, że wciąż nie znamy zatoki.

 

Ze szczytów wysokich turni widać to szczególnie dobrze. Labirynt turni Ha-Long ciągnie się aż po horyzont. Na morzu stoją kolejne niezdobyte cele. Potężne wieże lub stropy jaskiń są nietknięte.

 

Ale Ha-Long nie jest już tylko miejscem dla eksploratorów, drogi wytyczone przez poprzednie ekipy są doskonałymi propozycjami także dla tych wspinaczy, którzy nie lubią czyścić skały i instalować asekuracji. Ekipa francuska i polska zebrały namiary GPS na wszystkie dotąd eksplorowane sektory. Na części starych sektorów została poprawiona asekuracja.  Wietnam stał się więc propozycją na lekki przygodowy wyjazd z garścią ekspresów i liną. Musicie już tylko włączyć GPS i wynająć statek. Zęby smoka czekają.

 

 

Niewielki polski sektor to obecnie najlepsza rozgrzewkowa propozycja do wspinaczki w Ha-Long. Znajdje się stosunkowo blisko brzegu w masywie znanej Jaskini Dau Go. Pprzemek Klimek i Eliza Kubarska zaczynają wspinaczkę z półki.

 

KRAINA SMOKÓW – PERSPEKTYWY
Chociaż dzisiejszy Wietnam to kraj otwarty na turystów, dla większości z nas jeszcze długo pozostanie miejscem egzotycznym i pełnym niespodzianek.

 

Oficjalnie pozwolenia, tak utrudniające podróże w latach dziewięćdziesiątych, dziś nie są już wymagane. Biurokratyczny system co prawda pozostał, ale dziś utrudnia życie głównie miejscowym. W takich miejscach jak Ha-Long pojawiają się tysiące turystów. Jest  też druga strona monety. Rozreklamowane kurorty – takie jak na przykład Cat Ba Town, które bywa nazywane Wietnamską Rivierą – to po prostu biedne miasteczka oszpecone tandetnymi świecidełkami i rozpadającymi się fasadami hoteli. Poza granicami kurortów jest to kraj bardzo biedny.

 

Problemem staje się skorumpowana policja, która szuka okazji, by wyciągnąć pieniądze od turystów i czasem robi to w iście mafi jnym stylu – na przykład za „ochronę”. Francuska ekipa (2003) płaciła miejscowej policji po 40 $ za każdy dzień pobytu na Zatoce, co było nieuzasadnionym prawnie haraczem. Miejscowi mają specjalne ceny dla zachodnich turystów. Podczas naszej podróży często czuliśmy się naciągani, a na zakupach prawie zawsze wydawano nam za mało reszty. Zdarza się, że dostawaliśmy fałszywe Dongi. Uważajcie.

 

Pierwsze wrażenie z podróży po wietnamskich drogach: niemilknące klaksony. Kierowcy używają ich na równi z pedałami i kierownicą. Wszyscy na siebie trąbią  i w pierwszej chwili wygląda to na zwykłą złość lub porachunki na drodze, ale tak nie jest – to tylko zwyczajowe „ostrzeganie”. Czerwone światła wprowadzono w miastach dopiero niedawno, ale i tak wiele samochodów się na nich nie zatrzymuje. Jeżeli wynajmujecie tu samochód bądźcie czujni.

 

Wrażenia z Zatoki Ha-Long: mimo statusu światowego dziedzictwa przyrodniczego Ha-Long jest miejscem skutecznie zanieczyszczanym przez miejscowych. Widzieliśmy jak z turystycznego statku opróżnia się kosze pełne śmieci wrzucając je prosto do wody. Później liczne folie i opakowania jeszcze długo dryfują po powierzchni. Być może w przyszłości stanie się to poważnym problemem Ha-Long. Dziś większość terenu (Ha-Long zajmuje kilkaset mil kwadratowych) pozostaje jeszcze czysta, a schowane przed okiem turystów zatoczki to miejsca wręcz idylliczne.

 

Coraz więcej wyeksplorowanych sektorów jest doskonałym miejscem dla wspinaczy podróżujących jedynie z podstawowym ekwipunkiem. Jednak Ha-Long nigdy nie będzie miejscem tak popularnym jak tajlandzkie RayLay. Podróż po zatoce zawsze będzie wymagała wynajęcia łodzi, na tutejszych wyspach prawie nie ma plaż (odsłaniają się tylko w czasie odpływu), w końcu skala nie jest tak urzeźbiona i tak przewieszona jak w Tajalndii Ha-Long zawsze pozostanie krainą przygody.

 

Z punktu widzenia eksploratora w zatoce pozostaje kilkaset ciągle niezdobytych ścian z doskonałej jakości skałą. Większość wytyczonych dróg koncentruje się w rejonie typowych tras turystycznych, tymczasem bardziej na północ bliżej granicy z Chinami stoi mnóstwo nietkniętych ścian.

 

 

 

 

 

 

Tekst i zdjęcia: David Kaszlikowski (studiowspin.com.pl)

Rysunki: Eliza Kubarska

GÓRY nr 5 (120) 2004

1 | 2 |
Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
 
Kinga
 
2024-02-26
Tylko w GÓRACH
 

Wschodząca Gwiazda

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-02-07
Tylko w GÓRACH
 

Nie wiem co zdarzy się jutro – Denis Urubko

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-02-05
Tylko w GÓRACH
 

10 Naj…

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-02-02
Tylko w GÓRACH
 

Nauka pokory – Jacek Czyż wspomina pamiętne rysy off-width

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-01-29
Tylko w GÓRACH
 

Kacper Tekieli (1984–2023) – In Memoriam

Komentarze
0
 
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com