facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS

Gran Paradiso – Alpejskie czterotysięczniki biegowo

Gran Paradiso – dla jednych wyczyn życia, dla innych jeden z łatwiejszych alpejskich czterotysięczników. Opinia przystępnego sprawiła, że to właśnie od tego szczytu zacząłem przygodę z wbieganiem na alpejskie wierzchołki. Stosunkowo niewielka wysokość 4061 metrów, brak większych trudności technicznych oraz popularność zachęciły do ataku na lekko.

 

Miastem, na które kierujemy się, jadąc na Gran Paradiso z Polski, jest Aosta w północnych Włoszech. Wybierając wygodną i szybką drogę autostradami, przez Niemcy i Szwajcarię lub Austrię, mamy do pokonania właściwie jedną przeszkodę – główne pasmo Alp. Tunele prowadzące pod wysokimi przełęczami ułatwiają zadanie, jednak trzeba na nie przeznaczyć od kilkunastu do około trzydziestu euro za przejazd. Inną opcją jest pokonanie przełęczy klasyczną, starą drogą. Wymaga ona dobrych hamulców w samochodzie i nieco cierpliwości. Zajmuje trochę więcej czasu, ale jest tańsza, a przy dobrej pogodzie zapewnia atrakcyjniejsze widoki.

 

 

Trasa z Aosty do punktu początkowego wędrówki zajmuje około godziny. Na początku jedziemy doliną do Villeneuve, następnie rozpoczynamy podjazd do miejscowości docelowej – Pont. Wioska znajduje się na końcu doliny. Po lewej stronie drogi wytyczono parking, na którym można zostawić auto. Dalej jest kemping oraz kilka kawiarni.

 

Jadąc w Alpy, wybraliśmy trasę przez niemiecką Frankenjurę i Przełęcz Świętego Bernarda w Szwajcarii. Na Franken wspinało się super, więc wyjechaliśmy z niej zdecydowanie za późno. Droga przez przełęcz wznosiła się stromo w górę, wąskimi serpentynami. Nagle z mgły wyłoniło się parę budynków i znak informujący o wysokości 2473 metrów
– wjechaliśmy prawie na Rysy! Do Aosty docieramy w środku nocy, a jeszcze trochę drogi przed nami. Nie ma czasu na spanie, o świcie biegniemy na szczyt, wypijamy więc po energetyku, wjeżdżamy stromą drogą do Pont i zaczynamy się szpeić.

 

Na plandece rozłożonej koło samochodu pakujemy ekwipunek. Sprzęt i żywność poddajemy surowej selekcji, liczy się każdy gram. Plecaki o pojemności dwunastu litrów oraz idealna pogoda skłaniają nas do zostawienia puchówek w aucie. Napełniamy bukłaki, pijemy uderzeniową kawę, zagryzamy to wszystko bułką z bananem. Zaczyna świtać, zakładamy plecaki i kaski (nie zmieściły się w środku :)). Jesteśmy gotowi.

 

 

 

Stoper włączamy przy budce informacyjnej niedaleko parkingu – wysokościomierz pokazuje 1960 metrów. Szeroką drogą pokonujemy mostek i biegniemy w górę strumienia. Po rozgrzewkowym kilometrze, za prostokątnym budynkiem rifugio odbijamy w lewo w las i przechodzimy do szybkiego marszu po wznoszącej się ścieżce. Szlak do schroniska jest bardzo wygodny, pnie się zakosami po zboczu, w sąsiedztwie urokliwych potoków. Na początku przemieszczamy się w iglastym lesie, który wraz ze wzrostem wysokości rzednie i ustępuje miejsca łąkom. Nachylenie stoku zmniejsza się, zanika trawa i pojawiają się kamienie.

 

Po godzinie marszobiegu zza skał w sąsiedztwie niewielkiego stawu wyłania się schronisko Vittorio Emanuele II – jesteśmy na wysokości 2732 metrów. Mijamy budynek i skręcamy w lewo na północ. Kierujemy się na podłużne, usypane z kamieni wzniesienie moreny bocznej lodowca. Przez kilometr kluczymy pomiędzy głazami i przeskakujemy z kamienia na kamień, następnie pokonujemy strumień z lodowcową wodą. Współczujemy klasycznym turystom – z obciążeniem ten odcinek musi być naprawdę mordęgą. Po wejściu na morenę skręcamy w prawo i wyraźną ścieżką biegniemy po jej grzbiecie. Gdy docieramy do końca, zbiegamy do początku lodowca. Po drodze gubimy ścieżkę, więc przemieszczamy się na przełaj. Gdy spod nóg wylatuje parę wielkich głazów i trochę gruzu, przypominamy sobie, że jesteśmy w górach i trzeba uważać.(...)

 

Ciąg dalszy artykułu znajdziecie w 254 numerze magazynu GÓRY, zapraszamy do lektury!

 

Tekst i zdjęcia / Kacper Cieślawski

 

Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
 
Kinga
 
2024-04-24
Tylko w GÓRACH
 

Gra w nowe linie

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-04-22
Tylko w GÓRACH
 

Arktyczny freeride – Svalbard

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-04-22
Tylko w GÓRACH
 

Prawdziwe życie

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-04-08
Tylko w GÓRACH
 

Krzysztof Belczyński (1971–2024)

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-04-04
Tylko w GÓRACH
 

Zimowe wspinanie niejedno ma imię

Komentarze
0
 
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com