GÓRY: Jacku, głównym tematem naszej rozmowy ma być oczywiście Festiwal Górski WONDÓŁ CHALLENGE w Szczyrku, którego jesteś głównym organizatorem. Powiedz, skąd pomysł na taką imprezę?
Jacek Jawień: Festiwal to realizacja moich marzeń. Pomysł nie jest nowy, ale dopiero teraz udało mi się go sfinalizować. Ciekawostką jest, że zrodził się podczas jednego z wyjazdów w Alpy. Wracaliśmy z Krzyśkiem Treterem z Chamonix do Polski, a że droga długa i trzeba było o czymś gadać, to wymyśliliśmy taką właśnie imprezę. Jako że poznałem dobrze Szczyrk – jego potencjał i możliwości – nie wyobrażam sobie, żebym mógł realizować to przedsięwzięcie gdzie indziej. Zimą jest tu naprawdę niepowtarzalny klimat i można zrobić wiele ciekawych rzeczy – nie tylko pokazy filmów, ale też zaaranżować różnego rodzaju aktywności na świeżym powietrzu.
Na polskim rynku jest już sporo górskich i podróżniczych festiwali. Masz jakiś pomysł na to, aby uczynić WONDÓŁ CHALLENGE wyjątkowym wydarzeniem, odróżniającym się od innych imprez tego typu?
Po pierwsze, nie chcemy konkurować z innymi festiwalami. Po prostu uważam, że jest jeszcze miejsce na taką imprezę i to właśnie w Szczyrku, to miejsce jest wyróżnikiem. W tej części Polski nie ma takiej imprezy. Na południu jest mnóstwo ludzi, którzy żyją górami, latają na glajtach, chodzą na turach, po jaskiniach. Fajnie byłoby, żeby ludzie z okolic – choć liczę, że nie tylko – raz do roku mogli się spotkać właśnie w Szczyrku. Poza tym mamy bardzo ciekawy program. Chociażby pokaz najświeższych filmów z Banff Mountain Festiwal, które będziemy pokazywać jako pierwsi w Polsce. Będą filmy GOPR, blok filmów Darka Załuskiego, a także spotkania z ciekawymi ludźmi. W tym roku gośćmi specjalnymi będą Krzysztof Wielicki i Martyna Wojciechowska. Będą też wystawy fotografii górskiej, pokazy ratownictwa GOPR, przy ładnej pogodzie może i ze śmigłowcem, bieg Pod Górę, zbudujemy himalajską wioskę (bazę), zorganizujemy zajęcia dla dzieci… Słowem: mam nadzieję, że uda nam się stworzyć wydarzenie jedyne w swoim rodzaju.
Wygląda na to, że „trzon merytoryczny” imprezy tworzy tematyka związana z górami najwyższymi. Jednak nie jesteście monotematyczni. Wśród gości zobaczymy też czołowego polskiego wspinacza skałkowego – Łukasza Dudka…
Nie chcę się ograniczać tylko do tematyki gór wysokich, uważam że hasło „góry” jest bardzo pojemne i wszystkie aktywności z nimi związane są warte pokazania szerszej publiczności. Łukasz jest na topie polskiej wspinaczki sportowej i to jest bardzo ciekawy temat.
Masz jasno sprecyzowaną wizję kierunku rozwoju w czasie kolejnych edycji czy czas na tego typu refleksje przyjdzie po pierwszej edycji?
Oczywiście refleksje będą ważne, ale impreza będzie się rozwijać – to pewne. Ważnym elementem jest udział w Festiwalu UM Gliwic i Politechniki, i mam nadzieję, że ta współpraca też się rozwinie. Oprócz gości i najnowszych filmów, chcemy pójść też w stronę aktywności podczas festiwalu. W tym roku jest bieg Pod Górę, za rok będzie pod większą górę… Mam też kilka pomysłów, których w tym roku nie udało mi się zrealizować. Kolejna edycja prócz filmów z Banff będzie już mieć formułę konkursową. Myślę też o poszerzeniu udziału GOPR-u, czyli prelekcjach na temat bezpieczeństwa w górach, warsztatach i konkursach.
Na razie bazujesz na polskich gościach. Myślisz o wprowadzeniu w przyszłości pierwiastka międzynarodowego, jeśli chodzi o prelekcje?
Już w tym roku miałem taką możliwość, jednak stwierdziłem, że zostawię ten temat na przyszły rok. Uważam, że zbyt mocno naładowany atrakcjami program pierwszej edycji to nie jest dobry pomysł. Impreza dopiero startuje i ważne jest pokazanie, że warto do nas przyjechać. Goście ze świata będą na pewno.
W twoim przypadku organizacja tego typu imprezy jest konsekwencją wielkiej życiowej pasji, jaką są dla ciebie góry. Twoje nazwisko jest znane przede wszystkim osobom zainteresowanym polskimi wyprawami w góry najwyższe. Możesz przypomnieć swoją „himalajską ścieżkę”?
Zaczęło się w 1997 roku. W Polsce wielka powódź, a my po kilku nieudanych próbach zorganizowania wyprawy, w cztery osoby (Baśka Stocka, Piotr Poloczek i Łukasz Szeląg) jedziemy do Indii do Garhwalu na Satopanth i Bhagirathi. Półtora miesiąca spędziliśmy w zupełnie innym świecie. Miałem wielkie oczy i nie mogłem się nadziwić tej egzotyce. Wtedy po raz pierwszy dopadła mnie choroba wysokościowa. Nie miałem żadnej wiedzy na ten temat. Zawróciliśmy 50 m od szczytu Satopanth 7075 m n.p.m. Żal i jednocześnie wielkie szczęście, że przeżyliśmy. Nie obyło się oczywiście bez odmrożeń, oparzeń słonecznych. Byliśmy w końcu młodzi, napaleni, bez kartuszy z gazem i jedzenia. Do tego bez zezwolenia! Zrobiliśmy szybkie wyjście wschodnią, łatwą, ale bardzo stromą ścianą na Bhagirathi II. Panowały świetne warunki śniegowe. Szybko uderzyliśmy na szczyt i na tyłkach wykonaliśmy zjazd do podstawy ściany. W tym samym czasie na tej górze rozegrał się dramat. Od drugiej strony grani działała indyjska wyprawa. Wchodzili normalną drogą. Zginęło czterech albo pięciu ludzi. A nam zmiękły nogi… Później było K2, trzy miesiące zimą w górach i ciężka robota. Najpierw transporty sprzętu do baz, potem w ścianę. Międzynarodowa wyprawa, ale do końca ze wschodniej ekipy został tylko Denis Urubko, który jako jedyny wierzył, że jest szansa na szczyt. Ale były też wesołe chwile. Powrót to już historia: wracaliśmy jak z wojny;-). Kolejne zimy to Shisha i Nanga Parbat…
Najlepiej kojarzymy cię jednak z dwoma zimowymi wyprawami na Shishę, które zakończyły się pierwszym zimowym wejściem na ten szczyt w wykonaniu Piotrka Morawskiego i Simone Moro…
Tak, dwa razy ten sam mały skład: Szulc, Morawski, Załuski i Simone. Pierwszy raz bez powodzenia, a drugi już bez błędów: krok po kroku do szczytu. Wtedy tworzyliśmy z Simone naprawdę zgrany zespół. Mała grupa, dobra atmosfera i chęć walki. Niestety, później skład się posypał… Za to został film Darka.
Jesteś też goprowcem, organizujesz trekingi i zimowe wyjazdy na narty, wreszcie – last but not least – masz żonę i dwójkę małych dzieci… Zdradź tajemnicę, jak to wszystko pogodziłeś z organizowaniem poważnego przedsięwzięcia, jakim jest WONDÓŁ CHALLENGE?
Takiej imprezy nie da się zorganizować w międzyczasie. To jest już konkretna praca. Także tajemnica tkwi we właściwym ustawieniu priorytetów. No i realizacji marzenia. Od pół roku zajmuję się praktycznie tylko festiwalem. Byłem świadomy, ile pracy będzie to wymagało i jak trudno będzie o sponsorów. W końcu ten rok nie jest łatwy dla branży. Bez kilku życzliwych osób nie byłbym w stanie zorganizować imprezy na taką skalę.
Na koniec w kilku słowach postaraj się zachęcić naszych czytelników do wizyty w Szczyrku i Gliwicach w czasie WONDÓŁ CHALLENGE.
Na naszej stronie jest trailer z zeszłorocznej imprezy, skala mikro, ale klimat można poczuć. Do tego dodajcie sobie najnowsze nagrodzone w listopadzie 2009 roku filmy z Banff oraz pokazy ratownictwa GOPR. A tych, którym jeszcze mało, informujemy, że część dochodu z biletów będzie przeznaczona na wsparcie Fundacji Kukuczki. Zapraszam serdecznie!
GÓRY, nr 12 (187) grudzień 2009.