Opracował:
Piotr Drożdż
El Niño (hiszp.: chłopiec, dzieciątko) wytyczyli w 1998 roku Alex i Thomas Huberowie. Było to ich pierwsze uklasycznienie na El Capie, którym zainaugurowali swoją wieloletnią eksplorację najsłynniejszej ściany Ameryki. Wcześniej obaj wspinacze powtórzyli klasycznie
Salathé Wall (Alex w 1995, a Thomas – w 1996 roku).

Fot. Martina Cufar
Wybór mocarnych braci padł na linię
North America Wall. Słynna droga wielkiej czwórki Złotej Ery wspinania w Yosemite (Yvon Chouinard – Tom Frost – Chuck Pratt – Royal Robbins) doczekała się wcześniej kilku prób uklasycznień, które udowodniły, że o ile spora liczba jej wyciągów, ewentualnie z niewielkimi wariantami, powinna „puścić”, o tyle dolne partie są nie do ruszenia bez sztucznych ułatwień. Huberowie postanowili więc wytyczyć kombinację, rozpoczynając swoją wspinaczkę linią
Continental Drift, która powstała zaledwie rok wcześniej za sprawą ówczesnych tuzów amerykańskiej wspinaczki big-wallowej: Conrada Ankera, Steve’a Gerberdinga oraz Kevina Thawa. Właśnie na tym odcinku napotkali na największy ciąg trudności – kolejno wyciągi 5.13b (nr 3), 5.13a, 5.13c. Huberowie najwyraźniej tak bardzo marzyli o wytyczeniu czysto klasycznej kombinacji, że – jak wielu przed nimi i wielu po nich – nie mogli się pogodzić z faktem napotkania na jej linii zupełnie gładkiego fragmentu granitu. Oczywiście w przypadku braciszków z Berchtesgaden nie mogło być mowy o prawdziwie nieczystych metodach typu „nadgorliwe czyszczenie”. Do przejścia gładkiego fragmentu, który pierwotnie pokonywany był za pomocą wahadła, użyli dość wyszukanej techniki, nazwanej przez nich „man-powered rappel”, która w ich zamyśle nie miała łamać reguł klasycznej wspinaczki, ponieważ ruch odbywał się za pomocą mięśni (to nic, że podczas owego zjazdu – mięśni partnera, który służył za „żywe stanowisko zjazdowe”...), więc teoretycznie bez czynnego wykorzystania sztucznych ułatwień. W rezultacie wycena 30-wyciągowej drogi
El Niño, którą wytyczyli 4-19 września 1998, a przeszli RP w ciągu trzech dni od 23 do 25 września, brzmiała, jakby była pokonana czysto klasycznie: VI 5.13c. Takie podejście do tematu nie wytrzymało jednak próby czasu i po kilku powtórzeniach zaczęła funkcjonować wycena 5.13c A0 [artykuł Alexa Hubera szczegółowo opisujący przejście znajdziecie w GÓRACH 2004/12].
Ku zaskoczeniu wszystkich na pierwsze powtórzenie linia czekała zaledwie kilka dni. O dziwo nie dokonał go zespół złożony ze starych wyjadaczy klasycznego big-walla. Wręcz przeciwnie: na linię porwała się dwójka nastolatków, dla których była to pierwsza (!) droga na dużej ścianie. Taka nonszalancja nieomylnie wskazuje na jedyną nację. Zgadłeś, Drogi Czytelniku! Brytole! Tyle że nie byle jacy. Wprawdzie, jak dobitnie wskazuje zamieszczona reprodukcja okładki „On The Edge”, w pojedynku na klaty nastolatkowie Leo Holding i Patrick Hammond przegrywali z Niemcami o kilka szerokości, ale już jeśli chodzi o psychę i potencjał wspinaczkowy wypadali całkiem korzystnie. Dość powiedzieć, że młodzieńcy byli całkiem blisko pokonania drogi onsajtem (!). Na trzecim wyciągu Leo chwycił się ekspresa, aby uniknąć długiego lotu, po czym przeszedł go w drugiej próbie, a czwarty przeszedł najpierw hakowo czyszcząc i magnezjując chwyty. Reszta drogi padła od strzału, dzięki czemu przejście Brytyjczyków jest – obok prób Yujiego Hirayamy – wciąż najbliższym ideałowi (czytaj onsajtowi) powtórzeniem klasycznej drogi na El Capie (choć należy pamiętać, że w przeciwieństwie do Japończyka zmieniali się oni na prowadzeniu).

Rok później Austriacy Michael Mayr i Richard Schipflinger dokonali trzeciego przejścia linii. Antymedialność Mayra, który mimo niesamowitych osiągnięć pozostaje praktycznie nieznany, sprawiła, że wspinaczka ta przeszła praktycznie bez echa.
Na kolejne powtórzenia droga czekała aż trzy lata – do czasu, kiedy w czerwcu 2003 roku zjawili się pod nią bracia Iker i Eneko Pou. Jak się miało okazać, baskijscy braciszkowie musieli pokonać większe trudności niż autorzy drogi. A to za sprawą urwania się chwytu na trzecim od końca wyciągu drogi. Tak wspominał walkę z tym miejscem Iker Pou w wywiadzie dla GÓR (2004/1-2): „
Eismeer był pierwotnie wyceniony na 7b+, ale powiedziano nam, że był tam jakiś obryw i może się zmienić jego wycena. Nie mieliśmy jednak pojęcia, że tak bardzo! Urwał się flejk w połowie płyty z mikrokrawądkami. Po dojściu do tego miejsca przez trzy godziny nie mogłem znaleźć sekwencji, która pozwoliłaby na jego przejście. Aby zrobić go klasycznie, musieliśmy przenocować w ścianie. Wycena tego miejsca to 7C/C+ bulderowe, reszta wyciągu to wspinanie w stopniu 7a+, co w rezultacie daje wyciąg, który oceniliśmy na 8a+/b. Jest to obecnie najtrudniejsze miejsce na
El Niño”. Wyciąg nie poddał się bez walki i był ciężką przeprawą dla braci, którzy w momencie napotkania niespodziewanej przeszkody, myśleli, że drogę mają już w kieszeni: „Czuliśmy się bezradni. Kiedy wydawało się, że wszystko jest zrobione i uda nam się osiągnąć szczyt w ciągu jednego dnia, nagle stanęło nam na drodze, w samym środku ściany, to miejsce bulderowe. Byliśmy już wykończeni długim wspinaniem, ponadto, próbując ominąć to miejsce z lewej strony, zaliczyłem długi i dość nieprzyjemny lot – sześć metrów głową w dół, wyrywając dwa przeloty. Najadłem się sporo strachu. Dopiero następnego dnia znalazłem właściwą sekwencję na poprowadzenie tego wyciągu. Okazał się być bardzo trudny, ale nie niemożliwy do przejścia! I choć mieliśmy poważne obawy, że nie zdołamy go zrobić w całości klasycznie, w końcu udało się!!!”
Miesiąc później
El Niño, nazywane najbardziej europejską linią na El Capie, wreszcie doczekała się pierwszego powtórzenia w wykonaniu Amerykanów...
Dokończenie artykułu oraz więcej o El Niño na El Capie w GÓRACH, nr 9 (172) wrzesień 2008
(kg)