Zanim jednak zacznę wymieniać bezdyskusyjne przewagi białego szaleństwa nad no właśnie jak w zasadzie mówi się na rower? Kolarstwo, kręcenie nogami, szosowanie wszystko jedno, zostawmy to. Zanim zacznę pisać o wyższości jednego sportu nad drugim poruszmy kwestię pieniędzy. Prawdopodobnie zwolennicy dwóch kółek będą nas atakować twierdzeniem, że narciarstwo jest sportem drogim, w przeciwieństwie do roweru. Moja odpowiedź brzmi: i tak, i nie. Jeżeli chodzi o sam sprzęt, to różnica nie jest aż tak duża jak by się wydawało na pierwszy rzut oka. To znaczy można oczywiście kupić „zestaw narciarski” czyli narty, buty, wiązania, kije za 5 000 albo i więcej. Ale myślę, że taki zupełnie podstawowy „zestaw” można nabyć i za 1 000 zł albo nawet mniej. Z rowerem w sumie jest podobnie. Może rzeczywiście najtańsze modele uda się znaleźć za 300-400zł ale spokojnie są i takie, które ceną dorównują nartom, wiązaniom i butom razem wziętym. Podejrzewam nawet, że o ile najtańszy rower kosztuje mniej niż najtańsze narty to również najdroższy rower będzie droższy, i to dużo, od ekskluzywnych i kosztownych nart. Natomiast, i to trzeba uczciwie przyznać, już samo uprawianie dyscypliny wymaga większych nakładów finansowych (dojazd, opłaty za stoki, hotel). Ale przynajmniej wiemy za co płacimy. No to do rzeczy.
Aha, jeszcze jedna uwaga. Rowerostwo jest dosyć trudnym sportem do zdefiniowania. To znaczy posiada wiele odmian (podobnie jak narciarstwo). Na potrzeby niniejszego tekstu ustalam, że przez jazdę na nartach rozumiem takie najbardziej standardowe i tradycyjne zachowania. Czyli wjeżdżanie wyciągiem i jazda po wyznaczonych trasach. Natomiast poprzez jazdę rowerem rozumiem głównie to, co robią „zwyczajni ludzie” wychodząc „pojeździć na rowerze” z domu. Czyli jazda po podwórku, okolicy, ewentualnie wyjazd do pobliskiego lasku. Nie piszę o dowhillowcach, crossowcach czy sakwiarzach.
Czytaj całość na: http://nanarty.sport.pl/