Po raz pierwszy zrobiło się o nim głośno, gdy w styczniu 2007 roku wraz z Kelly Cordesem dokonał pierwszego przejścia znajdującej się na Cerro Torre lodowej kombinacji, w skład której weszły droga A la Recherche du Temps Perdu (ED+ lód 75°/90°, 800 m) oraz górna cześć drogi West Face (ED 6/A2 85°, 1000 m - mowa o kombinacji dróg Marsigny-Parkin i Ferrariego). Przejście to odbyło się w niesamowicie krótkim czasie. Cała akcja górska zajęła zespołowi mniej niż 48 godzin (patrz nius).
Od tego czasu jego nazwisko zaczęło pojawiać się w światowych serwisach wspinaczkowych coraz częściej - a to w kontekście dobrych przejść na Alasce, albo powtórzenia jakiegoś ekstremu w Górach Skalistych, czy nowych dróg w Patagonii.
W końcu przyszedł styczeń zeszłego roku, kiedy to został zrealizowany jeden z największych celów we współczesnym alpinizmie – chodzi oczywiście o przejście biegnącego z północy na południe trawersu wszystkich czterech turni wchodzących w skład masywu Torre w Patagonii czyli Aguja Standhardt (ok. 2650 m), Punta Herron (ok. 2780 m), Torre Egger (ok. 2673 m) i Cerro Torre (ok. 3102 m).
I choć w tym przedsięwzięciu „pierwsze skrzypce” grał jeden z największych patagońskich wyjadaczy, jakim niewątpliwie jest od lat już mieszkający w Kolorado Argentyńczyk Rolando Garibotti, to jego partnerem był właśnie Colin (patrz nius).
Nie da się ukryć, iż od tego momentu sympatyczny Amerykanin stał się swojego rodzaju gwiazdą. Pojawili się poważni sponsorzy, a on sam zaczął się jeszcze więcej wspinać.
Colin dał się głównie poznać jako wyśmienity wspinacz lodowy i mikstowy, nic więc dziwnego, że jego działalność skupia się głównie na wspinaczkach typu alpejskiego. A gdzie można taką wspinaczkę uprawiać lepiej niż we francuskich Alpach...?
Panujące w tym roku doskonałe warunki sprawiły, iż 14 marca Colin pojawił się w Chamonix. Jak sam pisze, nie miał konkretnych planów. Chciał po prostu jak najwięcej powspinać się w tym, jak to określił, prawdziwym raju ...
Poniżej przedstawiamy krótkie sprawozdanie z tego pobytu... Pokonane drogi nie są może ekstremami, ale ich ilość jest imponująca! Ten chłopak naprawdę dużo się rusza...
16 marca - solowa wspinaczka aklimatyzacyjnych łatwą, krótką i bardzo popularną wśród przewodników drogą Arete de Cosmiques (Grań Cosmiques), która wyprowadza na wierzchołek Aiguille du Midi.
17 marca - zjazd na nartach Cosmiques Couloir (czyli na nartach raczej też Colin umie stać…)
18 marca - nietrudna wspinaczka w skałkach w okolicy Valle d`Aosta.
19 marca - kolejna wspinaczka aklimatyzacyjna, tym razem w towarzystwie przypadkowo poznanej amerykanki Julii Niles pada popularny, znajdujący się na Mont Blanc du Tacul klasyk Albinoni-Gabarrou.
22 marca - w towarzystwie swoich przyjaciół, Kanadyjczyka Maxime Turgeon (wiele ciekawych przejść na Alasce i w Patagonii) i Amerykanina Adama George, Colin wbija się w słynną północną ścianę Grandes Jorasses. Celem oczywiście jest droga Colton-MacIntyre. Czternaście godzin później, co jest dokładnie, jak sami z siebie śmieją się autorzy tego przejścia, czasem o 600% wolniejszym niż czas Ueli Stecka (patrz nius), zespół melduje się na szczycie. Zdaniem Colina droga jest piękna, dość ciągowa, i nie ma na niej praktycznie żadnego „łażenia” po łatwym śniegu, choć zaraz dodaje, iż żadna długość liny nie jest też jakoś specjalnie trudna. Dla jego zespołu najgorszą rzeczą podczas ich wspinaczki była bardzo niska temperatura i silnie wiejący wiatr (o podobnych warunkach w ścianie donosili Słoweńcy, którzy w dniach 19-21 jako prawdopodobnie drudzy przeszli klasycznie znajdującą się na prawo od drogi Colton-MacIntyre słynną linię No Siesta (patrz nius). Podczas zejścia w ciemnościach, zespół Colina nie znalazł włoskiego schroniska Boccalatte i w związku z tym chłopcy musieli zejść do samego Courmayeur....
Następny tydzień w Chamonix to duże opady śniegu, a jak pada śnieg to się jeździ na nartach, a w okolicy Cham jest gdzie pojeździć...
31 marca - Colin po raz pierwszy w tym roku pojawia się na lodowcu Argentiere. Celem staje się znajdująca na Les Courtes Droga Szwajcarska (tzw. Deska Szwajcarska). Swoją solową wspinaczkę Amerykanin rozpoczyna o 11.45, by trzy godziny później zameldować się na szczycie. W dolnej części drogi warunki były rewelacyjne, wyżej było już trochę więcej kopnego śniegu, co nieco spowolniło tempo wspinania. Jednak ponieważ Colin wspinał się z nartami, śnieg ten przyniósł niemałą frajdę podczas zjazdu lodowcem Talefre w kierunku stacji Montenvers (narty na tyle przyspieszyły powrót, iż udało mu się złapać ostatnią kolejkę na dół).
4 kwietnia - powrót ranną kolejką (udało się załapać na trzecią kabinę) na Grandes Montes, a stamtąd szybki zjazd na nartach na lodowiec Argentiere, tym razem w towarzystwie wyśmienitego francuskiego wspinacza Aymeric Cloueta, z którym to Colin poznał się rok temu podczas swojego pobytu w Patagonii. Za cel zostaje obrana znajdująca się na północnej ścianie Les Doites linia Colton-Brooks (warto wspomnieć, iż tę rzadko bywającą w dobrych warunkach linię pokonał też w tym roku polski zespół w składzie Rafał Zając i Marcin Woźniak (patrz nius).
Warunki w ścianie nie były rewelacyjne, ale - jak dodaje Colin - nie były też złe. Kilka długości liny przypadło na alpejski lód najlepszej jakości. Oczywiście zespół wspinał się z nartami na plecach, w związku z tym powrót przez lodowiec Talefre był szybki i przyjemny. Mało zabrakło, by zespół zdążył na ostatnią kolejkę powrotną z Montenvers.
Ponieważ Aymeric powiedział Colinowi, iż w Chamonix mawia się, że prawdziwym alpinistą zostaje się dopiero wtedy, gdy choć raz człowiek się zakończy wspinaczkę na Aiguille Verte, kolejnym celem samotnej wspinaczki młodego Amerykanina stał się wyprowadzający na ten szczyt kuluar Couturier. Początkowo Colin planował zjechać na nartach linią swojej wspinaczki, jednak z powodu słabych warunków śniegowych (duże zalodzenie w górnej części kuluaru) zmienił plany i rozpoczął zjazd kuluarem Whymper. Niestety, również ten kuluar w dolnej części był zbyt zalodzony...
Następne kilka dni w Chamonix wiało i sypało śniegiem, ale 7 kwietnia znów zrobiła się piękna pogoda, w związku z tym następnego ranka, po raz kolejny Colin pojawił się na dolnej stacji kolejki na Grandes Montes. Tym razem celem Amerykanina stała się znajdująca się na północnej ścianie Les Droites droga Ginat (o tegorocznym polskim przejściu tej drogi możecie przeczytać tutaj). Jak mówi sam zainteresowany, o przejściu solo tej drogi marzył od czasu, jak ją zobaczył podczas swojego pierwszego pobytu w Chamonix zimą trzy lata temu. Wtedy na przeszkodzie stanęły złe warunki lodowe panujące w tej ścianie.
Ja już pisaliśmy wcześniej, w tym roku warunki lodowe na „Druatach” były lepsze niż to sobie można było wyobrazić.
Tym razem Colinowi udało się załapać do pierwszej kabiny i dzięki temu szczelinę brzeżną u podstawy ściany przekroczył już o 10.17. Na kończącą drogę „Breche des Doites” zameldował się już o 1.43..., co skromnie skwitował, iż to dobry czas jak na jego umiejętności....
Cóż można jeszcze dodać? Tym razem Colin nie wziął ze sobą nart ,w związku z tym powrót do Montenvers zajął mu trochę więcej czasu niż zwykle, mimo tego udało mu się zdążyć na ostatnią kolejkę na dół....