Młody, bardzo ambitny niemiecki alpinista i himalaista Jost Kobusch jesienią zapowiedział chęć zdobycia Dachu Świata w niepowtarzalnym stylu - zimą, solo i bez wspomagania tlenem z butli! Nic więc dziwnego, że już od września przebywa w Nepalu, kompletując wejścia na szczyty, które same w sobie są już nie lada osiągnięciami.
Jost Kobusch w trakcie trekkingu do bazy pod Mount Everest; fot. Daniel Hug
Proces aklimatyzacyjny do głównego celu wyprawy - Mount Everestu (8848 m n.p.m.), Jost rozpoczął fenomenalnie, bo pierwszym wejściem na dziewiczy jak dotąd wierzchołek Amotsang (6393 m n.p.m.).
Następnie himalaista planował trawers masywu Chulu, czyli czterech sześciotysięczników - Chulu Far East (6059 m n.p.m.), Chulu East (6584 m n.p.m.) oraz Chulu Central i West (6419 m n.p.m.). Złe warunki, a w szczególności mocne opady śniegu zmusiły jednak himalaistę do odwrotu po zdobyciu pierwszego z wymienionych wierzchołków.
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Kilka dni później Kobusch wraz ze swoją dziewczyną Jënni dokonali premierowego wejścia na nazwany przez nich pięciotysięcznik - Peanutbutter Mountain. Wkrótce potem zameldowali się na wierzchołku Pechemo Peak (6257 m n.p.m.).
Jost Kobusch w trakcie trekkingu do bazy pod Mount Everest; fot. Daniel Hug
Tuż przed dotarciem do bazy pod upragnionym Everestem Jost stanął na szczycie Island Peak (6189 m n.p.m.). „Pogoda jest fantastyczna. Jestem w formie.” - poinformował. Mamy nadzieję, że pozostanie to niezmienne.
Tych, którzy chcą być na bierząco z poczynaniami młodego Niemca zachęcamy do śledzenia trackera Josta oraz jego fanpage’a na Facebooku. My oczywiście będziemy donosić wam o najważniejszych aktualizacjach w wyprawie.
Źródło: Desnivel & Jost Kobusch na FB