Wolfgang Güllich powiedział kiedyś, że wspinanie jest wehikułem, dzięki któremu możesz odkrywać nowe miejsca, poznawać nowych ludzi. I tak jest teraz w twoim przypadku – przyjechałeś tutaj dzięki temu, że jesteś wspinaczem… Jakie jest twoje podejście do podróży i jak podoba ci się wypad do Polski?
Dla mnie wspinanie jest w pewnym sensie filozofią. Mam w sobie mnóstwo energii, aby odkrywać nowe miejsca. Nie planowałem podróży do Polski, ale kiedy mnie zaproszono, powiedziałem: „Czemu nie, nigdy tam nie byłem, chcę spotkać tych ludzi, może dowiedzieć się czegoś o tutejszej kulturze i odwiedzić targi outdoorowe”. Dla mnie wspinanie jest „pociągiem”, którym podróżuję, ono daje mi siłę i motywację – aby przemierzać długie doliny, czasem być skrajnie zmęczonym lub trząść się z zimna, odkrywać nowe miejsca i doświadczać nowych rzeczy.
Alex Luger. Fot. Piotr Drożdż
Ciągle jesteś najlepiej znany z powtórzenia drogi Prinzip Hoffnung autorstwa Beata Kammerlandera. Możesz powiedzieć coś więcej o tej wspinaczce i jej charakterze?
Prinzip biegnie 25-metrową rysą, którą pokonuje się na własnej asekuracji. Wspinanie ma bardzo techniczny charakter, a w rysie można osadzić kilka małych, ale dobrych rocksów i malutkich kostek RP. Później szczelina się kończy i trzeba wykonać bardzo techniczny trawers po słabo urzeźbionej płycie, za pomocą którego osiągamy drugą rysę, gdzie znowu można osadzić punkty asekuracyjne. Ta wspinaczka jest zarówno wymagająca fizycznie, jak i psychicznie. Przed cruxem osadzasz dwie małe kostki RP i nie ma czasu na odpoczynek, ale trzeba napierać – stopnie są kiepskie, wspinasz się po małych odciągowych krawądkach. Decyzja, aby pokonać ten
runout jest naprawdę wymagająca psychicznie.
Odpadłeś w tym miejscu? Rozumiem, że podczas lotu robi się wahadło…
[śmiech] Tak, robisz wahadło… Podczas prób poleciałem dwa razy, ale nie byłem jeszcze wysoko nad ostatnim przelotem. Mimo to nie miałem pewności, że ostatnie punkty wytrzymają, bo ten rozmiar kostek RP jest atestowany na 2kN, czyli 200 kilogramów, a podczas takiego lotu obciążenie wynosi zwykle około 400 kg. W dodatku jakość skały jest daleka od ideału. Dla mnie przygotowywanie się do tego przejścia było swego rodzaju procesem mentalnym, podczas którego dojrzewałem do momentu, w którym będę w stanie to zrobić i kiedy nastąpiło ostateczne starcie, byłem przekonany, że mnie na to stać.
Zrobiłeś to w stylu ground-up?
Tak, ale dotyczy to samego wspinania, bo w zjeździe rozpoznałem, gdzie osadzić przeloty. Wydaje się, że kolejnym krokiem będzie zrobienie tej drogi w czystym stylu ground-up, bez rozpoznania asekuracji. Tyle, że takie przejście byłoby „cholernie przerażające” [śmiech] (tłumaczenie w wersji „soft”, oryginał:
fucking scary :-) - pd).
Co myślisz o wycenie? Beat zaproponował 8b/b+, ale podejrzewam, że – jak zwykle w przypadku tego typu technicznych, pionowych dróg – obiektywna wycena nie jest łatwa…
Tak, dodatkową trudność przy obiektywnej wycenie stanowi dla mnie fakt, że bardzo lubię ten rodzaj wspinania. Ponadto wiele zależy od warunków – gdy jest zbyt ciepło, naprawdę ciężko utrzymać odciągowe krawądki i ustać na iluzorycznych stopniach w kluczowym miejscu. Kiedy prowadziłem tę drogę, było -4 st. C i wtedy stałem na stopniach całkiem dobrze, lepiej zacierały się też palce na chwytach. Warunki zmieniają w tym przypadku bardzo dużo. Zatem wycena czystych trudności skalnych w skali francuskiej to 8b, dla mnie może ciut mniej... Tyle, że robienie takiej drogi w stylu tradycyjnym wiele zmienia: osadzasz przeloty podczas wspinania, na co zużywasz wiele siły, a w dodatku przeloty często siadają tam, gdzie są lepsze chwyty…
Wspinaczka ta była też wyceniona w skali E. Masz jakiekolwiek doświadczanie w tej skali. Wspinałeś się w brytyjskich Gritach?
Nie, nigdy tam nie byłem, ale jestem ciekaw doświadczeń z tą skalą i drogami w niej wycenionymi. Robiłem wiele hajboli autorstwa Thomasa Steinbruggera, które również – mimo że leżą w środkowej Europie – są wycenione przez niego w skali E. Dla mnie wycena E drogi
Prinzip Hoffnung nie jest tak istotna, nie mam pojęcia czy jest to E10 czy E9. Jest to droga tradowa, trzeba na niej osadzać asekurację i po prostu jeden uzna ją za gorszą, a drugi – za lepszą…
W naszej szerokości geograficznej mamy o tej porze zimową aurę, ale część wspinaczy już tęskni z skałkami i nawet przy minusowych temperaturach próbuje wspinać się klasycznie. Wspomniałeś, że w takich warunkach pokonałeś Prinzip. Masz może jakieś specjalne tricki, które pomagają przy wspinaniu w niskich temperaturach?
Tak, najpierw rozgrzewam się, robiąc przebieżki i inne ćwiczenia pobudzające krążenie. Nie mam wtedy nałożonych rękawiczek, bo jeśli tak zrobię, to później, kiedy je zdejmę przed właściwym wspinaniem, ręce błyskawicznie mi kostnieją. Następnie przyzwyczajam palce do zimnej skały, wspinam się kilka metrów i schodzę lub trawersuję. Kiedy poczuję już lekkie zbudowanie, jestem zwykle gotów do wspinania.
Wspominałeś o bulderingu spod znaku „highball”. Wiem, że mieszkając w Innsbrucku wspinasz się sporo w Zillertalu. Nie kusiło cię przejście niesamowitego kantu na największym głazie w Sundergrund?
Mówisz o tym hajbolu, który zrobił Much Mayr?
Tak, dokładnie.
[śmiech] To ogromny bulder. Kiedy tam byłem, ten kant był przykryty śniegiem, więc powspinałem się na klasykach, których tam nie brakuje. Ale na pewno wrócę do tego rejonu i wtedy niechybnie rzucę okiem na tę linię. [śmiech]
Pomówiliśmy o Prinzip Hoffnung. Opowiedz proszę o innych przejściach, które zaliczyłbyś do najlepszych w swojej karierze?
Na pewno jedną z nich jest pierwsza wielowyciągowa droga, którą wytyczyłem ubiegłego lata. Znajduje się na południowej ścianie Rote Wand. Otworzyłem ją w stylu ground-up, więc miałem okazję do „odkrywania nowego terenu”. Jej trudności sięgają stopnia 8a+. Tylko na stanowiskach osadziłem jeden lub dwa bolty – reszta to naturalna asekuracja i jej zakładanie podczas wspinania decydowało o trudnościach. Następny mój projekt na tej ścianie czeka na dokończenie i mam nadzieję, że stanie się to jeszcze tego lata.
Wspomnieliśmy o Beacie Kammerlanderze. O ile wiem, był on – razem z innymi wspinaczami, które otwierali trudne drogi w Alpach Wschodnich w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, na przykład Martinem Scheelem – twoim idolem, kiedy zaczynałeś się wspinać. Teraz jesteście w jednym teamie wspinaczkowym adidasa. Często wspinacie się razem?
Tak, często działamy wspólnie, pomiędzy nami jest bardzo ciekawa relacja. Współpraca z nim zawsze jest spod znaku cool (śmiech).
Beat ma już 50 lat, ciągle jest silny?
O tak, jest silny i niezwykle zmotywowany do wspinania, dzięki czemu zawsze dobrze bawimy się w górach.
Oprócz skalnych wspinaczek Kammerlandrer zasłynął z ryzykownych przejść w lodzie. Czy również w tej dziedzinie starasz się pójść w jego ślady?
Tak, osiągnięcia Beata w tej dziedzinie są niesamowite. Bardzo lubię wspinać się po jego drogach, ale w ostatnich latach warunki do wspinaczki lodowej w tych rejonach są bardzo niekorzystne. Było za ciepło i wiele lodospadów w ogóle się nie uformowało. Jednak kiedy doczekam się zimy z prawdziwego zdarzenia, spotkacie mnie na tych lodospadach (śmiech).
Możesz wymienić swoje ulubione rejony lodowe?
Mam to szczęście, że studiuję w Innsbrucku, który jest świetną bazą wypadową dla wspinacza lodowego. Bardzo lubię rejony wokół Stubaital, Sellraintal i Averstal (w której jest wielki potencjał) oraz Val d’Aosta. W mojej okolicy jest też sporo świetnych
secret spotów, które jednak wymagają kilku tygodni niskich temperatur.
Jeśli już mówimy o miejscach, w których chciałbyś się wspinać… Powiedziałeś kiedyś, że po raz pierwszy odkryłeś w sobie „duszę wspinacza”, kiedy robiłeś jako dziecko drogę w Wąwozie Verdon. Ciągle lubisz to miejsce czy teraz koncentrujesz się na rejonach oferujących więcej typowo tradycyjnej wspinaczki?
Gorges du Verdon to niezwykłe miejsce, moje ulubione. Ciągle uwielbiam tam jeździć i byłem tam zeszłego lata. Dla mnie jest to symbol wspinania relaksacyjnego: zaczynasz od zjazdów w dół wąwozu, skała jest fantastyczna, nie ma wielu ludzi… To miejsce ciągle nie jest trendy, wszyscy siedzą w zatłoczonym Céüse, a tutaj możesz się cieszyć wspaniałą naturą i znakomitym wspinem…
Wiem, że na twojej „Top Liście” znajduje się Rätikon. Jako stały bywalec na pewno możesz polecić polskim wspinaczom konkretne drogi…
Jasne. Jeśli lubisz podokładać własną asekurację, świetną drogą jest
Zauberlehring. Niesamowitą linią jest
Antihidral uklasyczniona przez śp. Hary’ego Bergera – mojego przyjaciela. Oczywiście nie da się pominąć
Silbergeier.
Hannibals Alptraum autorstwa Martina Scheela – świetna wspinaczka, naprawdę niełatwa… W tym rejonie jest mnóstwo linii, które można polecić.
Wspomniałeś o Silbergeierze, chyba najsłynniejszej drodze rejonu. Nie wiem czy wiesz, że ma ją już na koncie jeden Polak – Adam Pustelnik. Ciekaw jestem, czy ty też się do niej przystawiałeś.
Próbowałem przejść tę drogę dwa lata temu. Przystawiałem się do niej pięć czy sześć razy, ale podczas najlepszej próby prowadzenia wziąłem dwa bloki na kluczowym wyciągu. Byłem już blisko, szło całkiem dobrze, ale przyszła zima i uniemożliwiła mi dokończenie tego projektu. Z kolei w następnym sezonie miałem inne plany – chciałem zrobić coś swojego, odkryć nietknięte ręką wspinacza połacie skały. Jednak kiedy odnajdę motywację, na pewno wrócę na
Silbergeier, bo jest to prawdziwy klasyk.
Kiedy i w jaki sposób wstąpiłeś do wspinaczkowego teamu adidasa?
W 2010 roku. To jest naprawdę świetna sprawa – móc być w tej „drużynie”, mieć wsparcie takiej firmy i wspólnie pracować nad ulepszaniem produktów. Materiały, jakie wykorzystujemy, bardzo mi się podobają. Poza tym jest to naprawdę owocna praca – udoskonalanie poszczególnych modeli, by stały się lepsze, bardziej funkcjonalne i nadawały się do alpinizmu spod znaku „fast and light”. Naszą dewizą jest swego rodzaju puryzm: mało kieszeni, mało zamków, ale wszystko funkcjonalne i dopracowane.
A zatem każdy członek teamu jest także doradcą technicznym?
Tak, sprawdzamy produkty w terenie i jeśli czujemy, że coś możemy poprawić, że znaleźliśmy nowe rozwiązanie, to prezentujemy je na spotkaniach i jest ono wprowadzane w życie.
Dzisiaj wspinacz czy outdoorowiec ma do wyboru mnóstwo materiałów. Także wśród kurtek gore-texowych jest w czym przebierać – Gore-Tex Paclite, Gore-Tex Pro Shell itd. Jaką kurtkę zabierasz na wspinania lodowe, a jaką wkładasz do plecaka, kiedy wspinasz się skalnie?
Kiedy działam w lodzie, zwykle ubieram na siebie kurtkę z membraną Gore-Tex Pro Shell. Prawda jest taka, że na wielowyciagowych liniach lód jest częściej mokry, naprawdę „suche” warunki zdarzają się stosunkowo rzadko. Nierzadko musisz też pokonywać partie skalne – zacięcia i rysy. Dobrze więc mieć na sobie coś ciepłego, co oznacza, że lepiej wybrać ciut cięższą kurtkę niż typowo lekką.
Z kolei podczas letnich wspinaczek alpejskich wybieram produkty spod znaku „fast and light”, a zatem w plecaku mam kurtkę z Gore-Tex Paclite. Nie jest ona tak wytrzymała jak Pro-Shell, ale o wiele lżejsza.
Możesz wymienić swoje ulubione produkty z outdoorowej kolekcji adidasa?
Bardzo lubię niezwykle funkcjonalną bieliznę o nazwie Terrex TECHFIT Long-Sleeve – ma świetne właściwości termiczne. Ponadto Terrex Comfort Mapping Jacket – kurtka z trzywarstwową membraną GORE, moja ulubiona pod kątem zimowego wspinania alpejskiego (łączę ją z Terrex Multifunction jako wartwą ocieplającą).
Oglądając najnowszą kolekcję, zwróciłem uwagę na buty z serii Terex – na pierwszy rzut oka robią wrażenie świetnych butów podejściowych. Mam rację?
Tak, w moim odczuciu spisują się bardzo dobrze. Podeszwa ma dobre tarcie nawet na mokrych płytach skalnych, są wytrzymałe, a patent FORMOTION™ zmniejsza drgania w nierównym terenie. Jak na lekkie buty świetnie stabilizują stopę na piargach. Noszę je więc na podejściach, a także po wspinaniu – kiedy idę na piwo (śmiech).
Obecnie najbardziej znanymi członkami teamu bracia są Huberowie. Jak wygląda współpraca ze słynnymi braciszkami?
Dotychczas niewiele było takiej prawdziwej współpracy. Oni mają mnóstwo projektów, jeżdżą na wyprawy… Ja zaś studiuję w Innsbrucku i mam swoje plany, które staram się realizować. Spotkaliśmy się kilka razy, znam ich i było bardzo miło. Ale dotychczas nie mieliśmy wspólnych planów.
Właśnie – plany. Możesz zdradzić swoje na następne miesiące?
Bezpośrednio po powrocie z Polski jadę do Chamonix – warunki są dość dobre, więc mam zamiar podziałać trochę w alpejskim terenie. W lecie chcę się skoncentrować na skończeniu wspomnianego wcześniej projektu na Rote Wand. Mam też pewne plany na wschodniej półkuli, chociażby w Chinach… Może uda się je zrealizować.
Trzymamy kciuki i zapraszamy na wspin także do Polski.
Dzięki! (śmiech) Następnym razem wezmę sprzęt do wspinania. Nie mogę się doczekać, kiedy spróbuję waszych zmrożonych traw!
Rozmawiał: Piotr Drożdż
Rozmowa z cyklu "Wywiady na szczycie GORE-TEX".
GÓRY, nr 3 (202) marzec 2011