facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS

"Strzeż się piorunów" - jak zachować się podczas burzy w górach?

To, że w czasie burzy nie powinno się chodzić po górach, to „oczywista oczywistość”. Zwłaszcza że w komunikatach meteo często pojawiają się burzowe ostrzeżenia, dzięki czemu możemy dopasować naszą wycieczkę do prognoz. Z drugiej strony, wszystkiego przewidzieć się nie da – prawdopodobnie nieraz jeszcze zostaniemy przez burzę zaskoczeni.

 

Informacji, jak się wtedy zachować, można znaleźć sporo – zwłaszcza latem, gdy mamy w Polsce „porę burzową. Tylko że nie wszystkie są wiarygodne i wystarczająco jasne, wciąż na temat piorunów krąży wiele mitów, a wersje, jak postępować, zmieniają się w zależności od źródła. Z racji tego, że sama nieraz miałam wątpliwości, co robić, postanowiłam zapytać o nurtujące mnie kwestie górskiego, a zarazem meteorologicznego speca, Tomasza Nodzyńskiego. W ramach swojej pracy zawodowej w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej Tomek prowadzi w Tatrach obserwacje pogodowe. Równocześnie jest przewodnikiem (tatrzańskim oraz międzynarodowym przewodnikiem górskim UIMLA), prowadzi szkolenia (między innymi lawinowe) i jest członkiem przewodnickiej komisji egzaminacyjnej.

 

Jak wygląda burza widziana okiem meteorologa siedzącego w obserwatorium, w twoim wypadku na Hali Gąsienicowej?


Na pewno efektowniejsze burze obserwują moi koledzy pracujący na Kasprowym Wierchu, ale i te na Gąsienicowej potrafią robić wrażenie. Jednak burza, gdy jesteś w budynku, nawet w górach, nie równa się tej w terenie… I choć na szczęście nie każda robi nam krzywdę, to każda jest mocnym i nieprzyjemnym przeżyciem, którego lepiej unikać.

 

Utkwiła ci w pamięci jakaś szczególna?


Był rok 2004, burza złapała nas pod zachodnią ścianą Gerlacha. Nie było gdzie się ukryć, staliśmy więc w ulewnym deszczu, patrząc na pioruny walące w okoliczne szczyty. Droga, którą mieliśmy się wspinać, błyskawicznie zamieniła się w wezbraną rzekę, w której prawdopodobnie byśmy się utopili. Burza trwała kilkanaście minut, ale zdążyła zerwać drogę ze Śląskiego Domu do Tatrzańskiej Polanki… Druga burza, o której cały czas pamiętam, choć nie byłem jej bezpośrednim świadkiem, zdarzyła się kilka lat temu w Małej Fatrze – od uderzenia piorunem pod Rozsutcem zginęła wtedy moja koleżanka…

 

Jakiej burzy należy się bać? Bo przecież zawsze mamy nadzieję, że przejdzie bokiem.


Może nie tyle „bać”, co nie lekceważyć, zwłaszcza w górach. Odpowiedź brzmi: każdej! Jak daleko jesteśmy od burzy, można obliczyć na podstawie różnicy czasu między błyskiem a grzmotem – trzy sekundy to mniej więcej dystans jednego kilometra. Tyle że niektóre pioruny uderzają także w odległości kilku, a nawet kilkunastu kilometrów od miejsca opadów. Statystyki mówią, że w USA od uderzenia piorunem rocznie życie traci kilkadziesiąt osób, w Polsce jest to kilka, kilkanaście w roku. Szacuje się, że prawdopodobieństwo trafienia piorunem jest trzy razy większe niż wygrania szóstki w totolotka – niby niewiele, ale w totka prawie co tydzień ktoś wygrywa.

 

Czy burze to zjawisko typowe dla lata, czy mogą nas zaskoczyć także w innych miesiącach?


Tak zwane burze termiczne (orograficzne) występują przede wszystkim w lecie, bo ich główną przyczyną jest nagrzewanie się powietrza. Natomiast burze frontowe, związane z nadciąganiem frontu (głównie chłodnego) zdarzają się także w zimie, choć w Tatrach to rzadkość. Na przykład na Hali Gąsienicowej najwięcej dni burzowych (średnio siedem, maksymalnie nawet powyżej dwudziestu) występuje w czerwcu i lipcu, a najmniej (średnio mniej niż jedna) w styczniu i lutym.

 

Wiadomo, że ciemne, ciężkie chmury zwane cumulonimbusami, no i oczywiście grzmoty czy błyskawice to ewidentny sygnał nadchodzącej burzy. Na jakie inne zjawiska powinniśmy zwrócić uwagę?


Zapowiedzią zbliżającej się burzy jest między innymi gwałtowny spadek ciśnienia (o 1–2 hPa na godzinę) czy pojawienie się kłębiastych chmur, szybko wypiętrzających się do góry, a nie na boki. Charakterystyczne jest też duszne, ciężkie powietrze, silna operacja słoneczna, a przed samą burzą porywisty, często już chłodny wiatr. Zjawiskiem bezpośrednio poprzedzającym wyładowanie jest elektryzowanie się włosów i ubrań (włącznie z iskrami), w skrajnym przypadku ogniki (ognie świętego Elma) pojawiające się na ostrych metalowych przedmiotach, takich jak na przykład czekany. Ale przede wszystkim przed wyjściem w góry zapoznajmy się z prognozą pogody – prawie zawsze potencjalne zagrożenie burzami na danym obszarze jest przez synoptyków zapowiadane.

 

O jakiej porze dnia statystycznie jest najwięcej burz?


Burze termiczne (letnie) występują zwykle w godzinach południowych i popołudniowych, burze frontowe mogą się pojawić o dowolnej porze.

 

Pamiętam, że w czasie mojego ataku szczytowego na Everest całkiem niedaleko nocne niebo przecinały błyskawice. Czy na ośmiotysięcznikach też możemy być porażeni piorunem?


Chmury burzowe – cumulonimbusy – mogą sięgać do wysokości 10–15 tysięcy metrów, czyli teoretycznie jesteśmy zagrożeni na każdej górze. W praktyce burze często omijają bardzo wysokie wierzchołki, zostają pod nimi.

 

Niby wiadomo: gdy idzie burza, trzeba unikać szczytów, grani, otwartych przestrzeni, pojedynczych skał lub drzew, metalowych ułatwień na szlakach, czyli łańcuchów i drabinek… To w takim razie gdzie jest bezpiecznie, bo wynika z tego, że pioruny mogą nas dopaść wszędzie…


Bo taka jest prawda – zagrożenie faktycznie jest w wielu miejscach. Ale mimo wszystko są pewne reguły, choćby to, że z terenów wysoko położonych (wierzchołków, grani) schodzimy jak najniżej. Bywa, że życie może nam uratować choćby i kilkanaście metrów w dół. Jednak gwarancji bezpieczeństwa i tak nie ma nigdzie. Pamiętam, była kiedyś sytuacja, że turyści zeszli z Giewontu, byli już dużo niżej, a jednak poszło wyładowanie i jednego z nich zabiło.

 

Od małego uczy się nas, żeby nie stawać w burzy pod drzewami. Tylko że jak wejdziemy w las, to tam same drzewa…


Chodzi o to, by unikać najwyższych, zwłaszcza samotnych drzew, bo one faktycznie mogą ściągać pioruny. Za to wśród reszty innych (niższych) prawdopodobieństwo, że strzeli w nie piorun, jest zdecydowanie mniejsze. Na wszelki wypadek nie opierajmy się o drzewa, najlepiej stać od nich w pewnej odległości.

 

W wydanych przez TOPR zaleceniach jest i takie, aby w czasie burzy w górach kucnąć i złączyć nogi. Załóżmy, że przychodzi potężna burza, mamy do schroniska, powiedzmy, pół kilometra. Co radzisz – lepiej szybko do niego biec czy zostać i moknąć w kucki?


Idąc szybko, czy też biegnąc, robimy duże kroki, a tym samym zwiększamy napięcie krokowe i związane z tym ryzyko przejścia przez nas ładunku. Moja rada jest taka, że jeżeli mamy przed sobą otwarty teren, to będzie nas to kosztowało sporo nerwów – lepiej zostać.

 

W wytycznych TOPR-u mówi się też, żeby w burzę nie kłaść się na ziemi. Tymczasem większość z nas zakłada, że na otwartej przestrzeni tym mniejsze ryzyko, im mniej nas wystaje, czyli na logikę rozłożenie się na płask wydaje się optymalnym rozwiązaniem.


Warto zaznaczyć, że tylko do części wypadków porażenia dochodzi w wyniku bezpośredniego uderzenia pioruna. Znaczna część to efekt przepływu przez nasze ciało wyładowania powstałego w wyniku uderzenia pioruna kilka–kilkanaście metrów dalej. Z tego względu położenie się jest kiepskim pomysłem, bo zwiększamy wartość wspomnianego już napięcia krokowego. Mówiąc prościej: im większa jest odległość między dwoma punktami naszego ciała dotykającymi ziemi, tym większa staje się różnica potencjałów. W rezultacie jeśli nawet i kilkanaście metrów od nas uderzy piorun, nasze ciało ma szansę stać się „przewodem” – prąd powierzchniowy będzie płynął przez nas, a nie przez podłoże. Pozycją zalecaną w czasie burzy jest siad w kucki ze stopami blisko siebie, jak najmniej dotykającymi podłoża, albo siedzenie na karimacie lub plecaku, tak aby choć trochę odizolować się od podłoża.

 

A jeśli mamy ze sobą raki, czekan, kijki trekkingowe, kartusz z gazem… Czy taki sprzęt nie zwiększa naszego ryzyka?


Metalowe przedmioty nie ściągają piorunów, ale w razie porażenia tak zwanym prądem powierzchniowym (idącym od miejsca uderzenia pioruna po ziemi/skale) mogą znacznie powiększyć obrażenia. Konkretnie – działają jak grzałka, powodując oparzenia. Dlatego jeśli mamy możliwość, lepiej je na czas burzy położyć tak, by nie mieć z nimi styczności. Z tego samego powodu, zalecając siedzenie na plecaku, powinienem dodać, że jeśli ma on stelaż zewnętrzny, lepiej go nie dotykać. Natomiast stelaż wewnętrzny plecaka można raczej uznać za niegroźny.

 

Ponieważ jazda na rowerze w górach zdobywa coraz więcej miłośników, to wyjaśnijmy, jak z takim pojazdem? Czy w czasie burzy lepiej na nim jechać (bo dzięki oponom mamy uziemienie), czy lepiej z niego zejść, bo jest przecież metalowy?


Lepiej zejść, bo, znowu, rower sam z siebie piorunów nie ściąga, ale siedząc na nim, jesteśmy wyżej, czyli łatwiej możemy stać się celem wyładowania. Dodatkowo, mając kontakt z metalem, narażamy się na oparzenia w razie przejścia prądu powierzchniowego – opony mogą nie zapewnić wystarczającej izolacji.

 

A jak postępować, gdy jesteśmy w większej grupie? TOPR radzi, aby nie trzymać się za ręce, tylko rozproszyć się i pozostać w pewnej odległości od siebie, aby w przypadku ewentualnego porażenia ucierpiało jak najmniej osób. Jaka ma być odległość między ludźmi?


Rozproszenie się jest wskazanym pomysłem, przy czym zalecane odległości między poszczególnymi osobami to minimum kilkanaście metrów. Jeśli idziemy powiązani liną, musimy pamiętać, że mokra lina może przewodzić wyładowanie, czyli lepiej się rozwiązać – oczywiście jeżeli teren na to pozwala.

 

Wyobraźmy sobie, że jesteśmy na biwaku. Namiot jest bezpieczny? Zakładam, że nie jest rozbity na szczycie góry ani pod jedynym w okolicy drzewem.


W starych namiotach typu chatka, z pionowymi metalowymi masztami, zdarzało się, że wyładowanie szło po masztach, a to szalenie groźne. Nowoczesne namioty, tak zwane kopułki, są stosunkowo bezpieczne, bo ich stelaże zrobione są głównie z tworzyw sztucznych, no i mają formę zaokrąglonych pałąków. Nie oznacza to jednak, że gwarantują nam stuprocentowe bezpieczeństwo, bo nie tworzą klatki Faradaya, ale z drugiej strony nie są też elementem zwiększającym ryzyko.

 

Naturalnym odruchem w czasie burzy będzie wskoczenie pod jakiś skalny nawis czy do małej jaskini…


Jeśli to mały załom, bezpieczeństwa nam nie zapewni. Powinniśmy szukać wnęki, oddzielonej od stropu o przynajmniej 2,5 metra i metr od ścian. Absolutnie nie możemy stać „w wejściu”, bo nasze ciało może stworzyć przewodzący prąd tak zwany mostek elektryczny. Najlepiej pozostać w środku w pozycji kucającej.

 

Rozumiem, że wiata czy przystanek są w porządku? Oczywiście najlepsze byłoby schronisko…


Jeśli chodzi o wiaty, to te większe powinny bezpieczne, za to podobnie jak w przypadku malutkich jaskiń, lepiej nie ufać małym, a do tego mokrym wiatom. W pełni bezpieczni jesteśmy w miejscach zamkniętych, nie tylko w budynkach, ale też w samochodach czy innych pojazdach. Ale znowu, pod warunkiem że nie stoimy w otwartym oknie czy drzwiach, bo wtedy stajemy się elementem wspominanej już klatki Faradaya i wyładowanie może przejść po nas.

 

Co, jeśli burza złapie nas, kiedy jedziemy wyciągiem?


Gondolka, podobnie jak samochód, tworzy klatkę Faradaya, co w praktyce oznacza, że jeżeli ma zamknięte okna, a my nie dotykamy ścian, jesteśmy w niej bezpieczni. Gorzej z krzesełkami, bo stwarzają one pewne zagrożenie, ale mimo wszystko bardzo małe. Wyciągi zwykle mają porządne uziemienie.

 

To, że woda „ściąga” pioruny, to zazwyczaj wiemy. A jak jest z mostami – można pod nimi przeczekać burzę?


Mostek bez cieku wodnego jest w porządku, ale taki nad rzeką już nie bardzo. Trzeba unikać każdej wody, dotyczy to również terenów podmokłych, wszelkich dołów i zagłębień terenu, w których w trakcie ulewy gromadzi się woda (również w jaskiniach), no i żlebów, którymi spływa. O kąpieli w jeziorze podczas burzy zapomnijmy. Nawet jeśli jesteśmy na łódce czy kajaku, też lepiej jak najszybciej zejść na brzeg.

 

Czy skoro woda sprzyja wyładowaniom, to mam rozumieć, że nasze przemoczone ciuchy sprzyjają trafieniu przez piorun? W internecie są różne tezy na ten temat…


Ja trzymam się wersji, że im bardziej jesteśmy mokrzy, tym łatwiej może przepłynąć po nas wyładowanie, czyli zagrożenie jest większe. Tyle że w praktyce i tak nie ma to zwykle znaczenia, bo przecież nie będziemy się w burzę przebierać. Ważniejsze, by unikać dużych cieków wodnych. Skupianie się na ubraniu to dzielenie włosa na czworo.

 

Skoro jesteśmy przy ubraniu – jaki typ obuwia jest w czasie burzy bezpieczniejszy? Buty trekkingowe, gumowe klapki, kalosze, a może w ogóle lepiej chodzić boso?


To, co mamy na nogach, nie jest istotne. Przy wyładowaniu lub prądzie powierzchniowym mającym napięcie przynajmniej kilkuset kilowoltów obuwie zazwyczaj nie będzie żadną izolacją.

 

Każdy pewnie słyszał, że w czasie burzy należy wyłączyć telefon komórkowy. A czy na przykład GPS, aparat fotograficzny, kamerka GoPro też mogą być niebezpieczne?


To mit niemający żadnego naukowego uzasadnienia. Ani telefony komórkowe, ani inne urządzenia elektroniczne nie ściągają piorunów. Natomiast rozmowa przez komórkę nie jest wskazana z innego powodu – w razie porażenia trzymany przy uchu telefon powiększy nasze obrażenia.

 

To jeszcze na koniec… Rozumiem, że w schronisku jesteśmy bezpieczni?


W schronisku, tak jak w każdym budynku wyposażonym zwykle w dobrą instalację odgromową (a schroniska obecnie muszą taką mieć, bo w przeszłości zbyt wiele z nich spaliło się w wyniku uderzeń piorunów) jesteśmy zazwyczaj bezpieczni. „Zazwyczaj”, bo również tam warto przestrzegać kilku reguł. Tak jak już wspomniałem, w czasie burzy nie stoimy w otwartym oknie, na balkonie czy werandzie, poza tym unikamy dotykania, jak też stania blisko instalacji wodociągowej czy kaloryferów, nie korzystamy z urządzeń podłączonych do sieci elektrycznej czy telekomunikacyjnej (chodzi o telefony stacjonarne, komputery, suszarki, golarki, telewizory). Powód jest oczywisty – w razie ewentualnego przebicia w instalacji odgromowej właśnie po takim „przewodzie” może pójść wyładowanie. Zresztą wszystkie urządzenia elektryczne najlepiej w ogóle odłączyć od sieci, aby uniknąć ich uszkodzenia.

 

W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak wszystkim życzyć oglądania burz i spektakularnych błyskawic nie w terenie, tylko przez okna. Zamknięte oczywiście :-)


A gdy jednak piorun trafi…


* Sprawdzamy, czy poszkodowana osoba jest przytomna – porażonego piorunem można bez obaw dotykać (inaczej niż porażonego prądem z sieci);

* Dzwonimy po pogotowie, a w górach – do służb ratunkowych (i to nawet, jeśli nasz pechowiec jest przytomny i wydaje się, że wszystko w porządku – chodzi o ryzyko zaburzeń serca);

* Jeśli trafiony piorunem oddycha, zabezpieczamy go przed wychłodzeniem (ubieramy, zawijamy w folię NRC);

* Jeśli nie oddycha i nie ma tętna, przystępujemy do reanimacji/resuscytacji (30 uciśnięć klatki piersiowej na wysokości mostka na dwa oddechy);

*  Jeśli pechowiec ma oparzenia czy inne obrażenia, wstępnie je opatrujemy (ochraniamy).

 

Tekst: Monika Witkowska

 
***

GÓRY nr 250

 

 

Wywiad pochodzi z drugiej części książki Moniki Witkowskiej Góry z duszą, Wydawnictwa Burda Publishing Polska.


Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
Kinga
 
2024-01-30
GÓRY
 

Kobiecy skiturowy trawers Tatr Wysokich

Komentuj 0
Kinga
 
2024-01-04
GÓRY
 

Zimowe początki

Komentuj 0
Kinga
 
2023-09-06
GÓRY
 

Główna Grań Tatr – Bardziej niż mniej

Komentuj 0
Goryonline
 
2023-03-28
GÓRY
 

Wielkie Solisko na dwa sposoby

Komentuj 0
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com