facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS
2017-08-27
 

Michał Jagiełło - ratownictwo najważniejszy szczyt

 

NAJBARDZIEJ SPEKTAKULARNE AKCJE W HISTORII POLSKIEGO RATOWNICTWA GÓRSKIEGO WEDŁUG MICHAŁA JAGIEŁŁY
Niewątpliwie mam ogromny szacunek dla ludzi, którzy w 1902 roku znieśli ciało człowieka, który zginął w Szczerbie na Giewoncie. Piszę o tym w „Gałązce kosodrzewiny”. Nie wiemy o tym zdarzeniu prawie nic, oprócz tego, że było, ale zrobiło to na mnie duże wrażenie. Na pewno do takich akcji należą też pierwsze wyprawy po Goetla i towarzyszy na Buczynowej, epopeja Jaworowego i znoszenie zwłok Birkenmajera z Galerii Gankowej. To są wielkie sprawy... Bardzo ważne były pierwsze wyprawy na Mnicha i na Kazalnicę z użyciem zestawu alpejskiego. Cieszę się, że uczestniczyłem w niektórych z nich, chociażby tej po dwóch Słowaków na Kazalnicy w 1964 roku.

 

KARIERA WSPINACZKOWA I KSIĄŻKI GÓRSKIE


fot. Józef Nyka


WYBÓR NAJWAŻNIEJSZYCH PRZEJŚĆ MICHAŁA JAGIEŁŁY


TATRY
Nowe drogi:


Turnia Zwornikowa Cubryny, w poprzek lewej części
pn.-wsch. ściany, V, Michał Jagiełło, Jan Gąsienica-Roj, VII 1966 lub 1967


Zadni Kościelec, środkiem wsch. ściany (w górnej części razem z popularną Setką) V, Michał Jagiełło, Jan Gąsienica-Roj oraz Piotr Malinowski, Ryszard Szafirski, I 1969


Pośrednia Kapałkowa Turnia, prawym skrajem pd. ściany, V, Michał Jagiełło, Jerzy Hajdukiewicz, Stanisław Kardasz, III 1969


Wielka Turnia, lewym skrajem wsch. ściany, V, Michał Jagiełło, Marek Szczęsny, nowa droga, 1971


Pierwsze przejścia zimowe, m.in.:


Zadni Kościelec, środkowym filarem pn.-wsch. ściany;

Giewont, prawą depresją zach. ściany, drogą Korosadowicza;

Młynarzowe Widła, lewym filarem pd. ściany;

Wielka Kapałkowa Turnia, Kapałkowym Koryciskiem z Doliny Śnieżnej – drogą Świerza;

Kozi Wierch, prawym żebrem pn-wsh. ściany Koziego Wierchu;

Nawiesista Turnia, pd-wsch. filarem drogą Brodzkiego, V+ H1;

Wyżnia Młynarzowa Kopa, wsch. ściana, drogą J. Kurczaba i tow.


ALPY


Alpy Walijskie (nowe drogi):


Dent Blanche, wariant do drogi filarem – lewą częścią pn. ściany z wytrawersowaniem na lewy filar, V, Michał Jagiełło, Jarzy Milewski, Tadeusz Piotrowski, VII 1971


Dent D’Herens, środkiem pn. ściany – na lewo od drogi Walzenbacha, VI, Michał Jagiełło, Jerzy Milewski, Tadeusz Piotrowski, VIII 1971


Lyskamm, Droga przez Kukułkę biegnąca poprzez wydatną depresję pomiędzy drogami Hielbera i Lendroffa, Michał Jagiełło, Gerard Małaczyński, Jacek Poręba , Andrzej Tarnawski, VIII 1972


Alpy Julijskie (nowe drogi):


Jalovec, środkiem wsch. ściany, VI, H1, Michał Jagiełło, Tadeusz Piotrowski, VIII 1970
Travnik, zach. ścianą pomiędzy Travnikiem a Site, V, Michał Jagiełło, Tadeusz Piotrowski, VIII 1970


PAMIR


Pik Lenina, Droga przez Łapę, Michał Jagiełło, Andrzej Czok, Stanisław Kukliński, Piotr Malinowski, Andrzej Marczak, Wojciech Wróż, III przejście drogi, VII 1975


Pik XIX Zjazdu KPZR, nowa polska droga filarem, Michał Jagiełło, Stanisław Kukliński, Andrzej Marczak, Jan Wolf,
II przejscie, VIII 1975

 

Nawet zwyczajna wspinaczka [...] dawała możliwość wczuwania się w prawdziwe życie: jak zimno – to przenikliwe, jak ciepło – to aż po upał wyciekający ze skał, jak pragnienie – to po spierzchnięte wargi, jak stromizna – to lecąca w przepaść, jak przepaść – to esencja przestrzeni, jak przestrzeń – to aż po oddech nieskończoności...

Michał Jagiełło, Trójkątna turnia, „Iskry” 1996.

 

PIERWSZA WSPINACZKA
Pierwsze wspinaczki tatrzańskie odbyłem z Januszem Śmiałkiem. To były Grań Żabiego Mnicha i Grań Mięguszowieckich, od Hińczowej Przełęczy do Przełęczy pod Chłopkiem. Wspinaczka na Grań Mięguszowieckich była ważna, ponieważ zaczęliśmy ją przy pięknej pogodzie, a w połowie dnia zaczął sypać gęsty śnieg. Zatem już na samym początku znaleźliśmy się w bardzo trudnych warunkach, wysoko i bez możliwości szybkiego zejścia. Byliśmy w trójkę, ten trzeci kolega nie wspinał się później. Od momentu załamania pogody posuwaliśmy się bardzo wolno. Był koniec października i na Przełęczy pod Chłopkiem zastał nas zmrok. Napadało już wtedy śniegu po kostki, a mieliśmy tylko jedną latarkę... Wspominam o tym wspinaczkowym debiucie, bo sądzę, że się wtedy sprawdziliśmy. Na turystycznej drodze zejściowej asekurowaliśmy się bardzo starannie, momentami nawet „na sztywno”. Pojawiała się taka myśl, że to niehonornie, ale stwierdziliśmy, że nie warto ryzykować. Schodziliśmy całą noc. Byliśmy jedynym zespołem, który wyszedł i Czesław Łapiński, ówczesny kierownik schroniska nad Morskim Okiem, zawiadomił Pogotowie. Ta wspinaczka bardzo wiele mnie nauczyła, bo na samym początku miałem okazję zorientować się, że nawet to, co wydaje się bardzo łatwe dla młodego, sprawnego chłopaka, może w jednej chwili zmienić się w coś bardzo niebezpiecznego.


WYPRAWA W KAUKAZ I „OBSESJA”*
Pierwszym bardzo silnym impulsem do poważnego pisania o wspinaniu była wyprawa w Kaukaz, na którą pojechałem w 1967 roku. Wspinałem się wtedy z moim przyjacielem i partnerem tatrzańskim – Józefem Olszewskim oraz z Jerzym Milewskim, z którym też się przyjaźniłem. Tworzył on drugą dwójkę z Gerardem Małaczyńskim. Poszliśmy na północną 1300-metrową ścianę Nakra-Tau. Zamierzaliśmy przejść Drogę przez Trzy Wyspy Skalne. Byłem wtedy w świetnej formie, specjalnie się przygotowywałem do tego wyjazdu. Realnie oceniliśmy swoje możliwości. Planowaliśmy w półtorej dnia przejść niezbyt trudną drogę – to była lekka kaukaska „czwórka”. Weszliśmy w ścianę wczesnym popołudniem, przy ledwie siąpiącym deszczyku. Pomimo to pierwszego dnia wspinaliśmy się bardzo sprawnie. Niestety, już na biwaku zaczęły się kłopoty – jeden z kolegów przebił rakami pojemnik z benzyną. W nocy zaczął sypać śnieg. Byliśmy wciąż dość nisko, jak na warunki kaukaskie – zrobiliśmy 600-700 metrów ściany – ale zdecydowaliśmy wspinać się dalej. Biwak mieliśmy powyżej takiego siodełka, przez które przewalały się niesamowite lawiny śnieżne, urywały się seraki i gdybyśmy zdecydowali się na zjazdy, to musielibyśmy przejeżdżać przez to siodełko, a to wydawało się niemożliwe. W dodatku mieliśmy tylko dwie czterdziestometrowe liny i prawdopodobnie nie starczyłoby nam haków. Nie pozostało nam nic innego, tylko wspinać się w padającym śniegu. W pewnym momencie warunki tak się pogorszyły, że nie dało się już posuwać w górę i zostaliśmy uwięzieni na cztery dni i noce w maleńkim namiociku. Nie mieliśmy prawie nic do picia i jedzenia. Przez ten czas wzajemnie się wyspowiadaliśmy. Bardzo się wtedy zbliżyłem z Jurkiem Milewskim i od tego czasu trwała nasza wielka przyjaźń.

 

Powstał wtedy w naszej czwórce konflikt. Dwóch z nas uważało, że nie ma na co czekać, że nie warto marnować sił i lepiej zginąć w walce, a może jakimś cudem uda się przeżyć. Ja z Jurkiem uważałem, że taka próba nie ma szans powodzenia i obstawaliśmy za przeczekiwaniem. Chociaż oczywiście zdawaliśmy sobie sprawę, że nie możemy przekroczyć „granicy zero”, bo wtedy nie będziemy mogli już walczyć. Doszliśmy do kompromisu i ustaliliśmy dzień bezwarunkowego wyjścia. I tego ranka, jak w marnej powieści, odsznurowuję namiot, a tu słońce. Na ostatnim wyciągu trudności założyłem sta nowisko i nagle zacząłem krzyczeć: „Rany boskie, chłopaki, co się stało z czwartym?” Po prostu nie policzyłem siebie.

     Na szczycie czekała na nas akcja ratunkowa. Byliśmy poodmrażani, groziły nam nawet amputacje. Odpoczęliśmy tydzień i pomimo tych odmrożonych nóg poszliśmy we trzech na północną Uszbę. Kiedy wracaliśmy po dość sprawnym wejściu, krew chlupotała nam w butach.

     W bazie zastała nas straszna wiadomość – dwóch naszych kolegów miało wypadek na Dżan-Tuganie i zginął Rysiek Karpiński. Natychmiast pognaliśmy na lodowiec. Ja przejąłem kierowanie ściąganiem zwłok Ryśka, co w zmetaforyzowanej formie zawarłem w opowiadaniu „Piękny Pan” (jest to polska nazwa Dżan-Tugana). Po powrocie do kraju, naładowany przeżyciami, napisałem opowiadanie „Czekając na dzień”. Charakterystyczne było to, że wiedziałem, że nie mogę napisać z tego reportażu ani bujdałki. Wiedziałem, że muszę zrobić z tego literaturę. Dałem to potem do przeczytania Jurkowi Milewskiemu i Józkowi Olszewskiemu. Z niepokojem czekałem na ich opinię. Opinia obydwu była taka: „Co ty takiego odlotowego napisałeś?!” Nie poznali się. Dopiero, gdy zacząłem im wyjaśniać, „odsłaniać podszewkę”, wytłumaczyłem, gdzie oni występują, choć przecież nie wprost, wtedy zrozumieli, choć wciąż oponowali, że to było inaczej. To był dla mnie sygnał, że jestem na właściwej drodze. Potem już jakoś poszło i w pewnym momencie miałem potrzebę zrobienia takiego tomiku, jakim była „Obsesja”.

 

Kończy się era alpinizmu stanowiącego wyrafinowaną i wysublimowaną (choć trudną do zrozumienia dla ludzi spoza klanu) formę PARTNERSTWA. Alpinizm tradycyjny („partnerski”) był próbą syntezy skrajnego indywidualizmu z wymogami działań zespołowych poddanych normom stanowiącym niepisany, lecz powszechnie uznany kodeks człowieka gór. Lina łącząca zespół wspinaczkowy miała tyleż techniczne, ile kulturowo-etyczne znaczenie. Taternik, alpinista był w większym stopniu człowiekiem syntezującym w sobie kulturę i naturę (w szerokim sensie tych słów) aniżeli boiskowym wyczynowcem... Dziś mamy do czynienia z gwałtowną profesjonalizacją alpinizmu, do którego wniesiono niemal wszystkie cechy typowe dla sportu wyczynowego.
Michał Jagiełło w: Góry i odpowiedzialność (zapis dyskusji). „Przegląd Powszechny” 1987, nr 12.

 


„OBSESJA” PO LATACH*
Po wielu latach ze zdumieniem, a potem z zadowoleniem, spostrzegłem, że następne pokolenia wspinających się ludzi, którzy są ode mnie o 15, 20 a nawet 30 lat młodsi, nie mają – tak jak mieli moi rówieśnicy – najmniejszych oporów przed sięganiem po „Obsesję”. Ucieszyłem się, kiedy o trzydzieści lat młodszy ode mnie chłopak, pokazał mi w schronisku nad Morskim Okiem zaczytany egzemplarz „Obsesji” i spytał: „To pana?” – „Tak, to moja książka”. – „To jest takie odlotowe” – powiedział. To znaczy, że być może uchwyciłem coś istotnego w fenomenie wspinania. Ci młodzi ludzie nie oczekują, że to ma być „gniotsia-nie łamiotsia”. Oni sami – można powiedzieć – „na jajo” piszą.

 

* Paragrafy oznaczone gwiazdką pochodzą z niepublikowanego wywiadu przeprowadzonego przez autora w 1997 roku.


OSOBISTY RANKING NAJWAŻNIEJSZYCH PRZEJŚĆ
Jestem zadowolony, że się wspinałem i że wciąż chodzę na łatwe drogi. To jest dla mnie wielki dar od losu. Jeśli chodzi o najważniejsze moje przejścia, to jestem bardzo rad, że we wspaniałym towarzystwie i dobrym czasie zrobiłem drogę Humpola – Świerz na wschodniej ścianie Mięguszowieckiego Szczytu. Było to prawdopodobnie pierwsze przejście jednodniowe, w 22 godziny od wyjścia ze schroniska do powrotu. W połowie stycznia dokonali tego Wojciech Jedliński, Ryszard Szafirski, Jan Gąsienica-Roj i mówiący te słowa. Coś wspaniałego.
     Drugi przykład pięknego przejścia zimowego (w składzie Jan Gąsienica-Roj, Tadeusz Piotrowski i ja) – Tomkowe Igły od podstawy do szczytu w 7 godzin, w warunkach pełnej zimy. Uważam, że był to rewelacyjny czas.
     W Alpach ponad wszelką wątpliwość najważniejsza jest nowa droga na Dent d’Herens, poprowadzona z Jurkiem Milewskim i Tadeuszem Piotrowskim. Wspaniała i absolutnie ryzykowna. Przez dwa tygodnie obserwowaliśmy „rozkład jazdy”, kiedy i jak pękają seraki, jak lecą itd. Fakt że nas nie zabiły, oznacza, że dobrze trafiliśmy.
     Z jakiś powodów powiedziałem, że z definicji nie będę się wpinał hakowo. Postanowiłem, że chociaż w górach – w przeciwieństwie do tego, z czym miałem do czynienia w dolinach – postawię na jednoznaczność. Po dzień dzisiejszy sztuczne ułatwienia są dla mnie inną konkurencją. Reasumując, byłem zupełnie dobrze wyszkolonym taternikiem i alpinistą, średnio-wyższej klasy. Te rzeczy, które zrobiłem, przeszedłem o własnych siłach, nikt mnie nigdy przez nic nie przeciągał. Natomiast zawsze bardzo ważne było dla mnie, z kim wiążę się liną.


REZYGNACJA ZE WSPINANIA W GÓRACH WYSOKICH
Zawsze interesowała mnie wspinaczka jako element „psychicznego” przebywania w górach. W „górach psychicznych” jestem stale i pewno zostanę. Świadomie zrezygnowałem z wyjazdów w góry wysokie, mimo że – co pokazał treningowy pobyt na Piku Lenina – zupełnie nieźle znosiłem wysokość. Pamiętam bardzo ważną i szczerą nocną rozmowę, którą odbyłem z Wojtkiem Wróżem i Andrzejem Czokiem podczas tego wyjazdu na 6000 metrów. Oczywiście to nie była dobrze przespana noc. Wojtek mówił, nie wiedząc jeszcze, jak się zachowa na 7000 metrów: „Michale, postanowiłem, że wracam w góry wysokie, nastawiam się na Himalaje”. To samo stwierdził Andrzej Czok. Ja wówczas podjąłem pewną decyzję i powiedziałem, że niezależnie od tego, jak się będę czuł, na tym kończę. Byli kompletnie zaskoczeni.


GÓRSKI CZAS TERAŹNIEJSZY
Od jakiegoś czasu w gronie seniorów – jest wśród nich Paweł Skawiński, Adam Marasek i Włodek Cywiński – przyrzekamy sobie, że raz w roku wybierzemy się gdzieś wyżej. Byliśmy już na Hrubym i na górnym i dolnym trawersie Krywania. Teraz być może pójdziemy z Kołowej Doliny na Kołowy Szczyt. Takie tury w gronie przyjaciół sprawiają mi ogromną radość.
    Ponadto od wielu lat chodzę po Tatrach samotnie, najczęściej zimą. Dzięki tym zimowym wędrówkom, często podczas silnie wiejącego wiatru, powstała moja mocno „odlotowa” mikropowieść „Jawnie i Skrycie”. Jej akcja nieprzypadkowo dzieje się w Tatrach Zachodnich. Miałem takie sezony, że wyskakiwałem z pociągu, aby przebrać się w TOPR i stamtąd podwozili mnie na Ornak lub Zahradziska. Trzykrotnie znalazłem się paradoksalnie w bardzo groźnej sytuacji: nie wziąłem nawet suszonych owoców, bez jedzenia, bez picia, w huraganie na Małołączniaku, miałem zakwasy, łapały mnie skurcze... Okazuje się, że nawet będąc niby doświadczonym człowiekiem, można zginąć na Czerwonych Wierchach.
    Krótko mówiąc: w pewnym momencie świadomie zrezygnowałem z wyczynowego wspinania, natomiast nie jestem w stanie zrezygnować z myślenia o górach, z pisania o górach, analizowania sytuacji człowieka w górach i fizycznego w nich bywania.

 

KSIĄŻKI GÓRSKIE MICHAŁA JAGIEŁŁY


Proza narracyjna:


Obsesja. Wydawnictwo Literackie, Kraków 1978
Obsesja i inne góry (poszerzone i poprawione wznowienie Obsesji). Wydawnictwo Bellona, Warszawa 1994.
Trójkątna turnia (zbiór opowiadań). Iskry, Warszawa 1996.
Za granią grań (zbiór opowiadań). Iskry, Warszawa 1998.
Jawnie i skrycie (mikropowieść). Iskry, Warszawa 2000.


Proza dokumentalna:


Czekać spokojnie! Idziemy! (broszurka – pierwowzór Wołania w górach) Sport i Turystyka, Warszawa 1975.
Wołanie w górach. Sport i Turystyka, Warszawa 1979 (ukazało się sześć poszerzanych i poprawianych wydań, ostatnie: Iskry, Warszawa 2002).
Gałązka kosodrzewiny. Najdawniejsze wypadki tatrzańskie w piśmiennictwie polskim. Warszawa 2000 (łącznie 3 wydania, drugie - 2000, trzecie, poszerzone - 2001).


Ponadto Michał Jagiełło jest autorem kilku prac popularnonaukowych o tematyce górskiej, m.in. Tatry w poezji i sztuce polskiej (współaut. Jacek Woźniakowski), Wydawnictwo Literackie, Kraków 1979. W 2001 roku otrzymał nagrodę literacką im. Władysława Krygowskiego (za rok 2000).

 

ULUBIONE TYTUŁY PROZY GÓRSKIEJ
Wciąż ważna jest dla mnie proza Wawrzyńca Żuławskiego, który był świetnym pisarzem oraz Jana Długosza z „Komina Pokutników”. Podobają mi się niektóre opowiadania Adama Skoczylasa. Ponadto miałem dobre zdanie o prozie Falco Dąsala. Zaczął mi przysyłać swoje teksty, ja zaś uważnie je czytałem. Kiedy się spotykaliśmy, dużo rozmawialiśmy i to nie o górach, ale właśnie o literaturze...

 

Michał Jagiełło (ur. 23 sierpnia 1941), ukończył polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim (1964). W latach 1964-1969 był zatrudniony w Grupie Tatrzańskiej GOPR, najpierw jako profilaktyk, a później zastępca naczelnika do spraw profilaktyki i propagandy. W 1965 roku zadebiutował artykułami o ratownictwie górskim w pismach „Wierchy” i „Taterniczek”. W latach 1969-1970 był nauczycielem w liceum im. Antoniego Kenara w Zakopanem, a w latach 1970-1972 roku asystentem w Muzeum Tatrzańskim. W 1972-1974 pełnił funkcję kierownika Grupy Tatrzańskiej GOPR. W 1974 roku rozpoczął pracę w Państwowym Instytucie Wydawniczym w Warszawie jako członek dyrekcji i kierownik Działu Reklamy PIW. W 1975 roku ukazała się opracowana przez niego (wspólnie z Jackiem Woźniakowskim) antologia „Tatry w poezji i sztuce polskiej”. W latach 1974‑1978 publikował prozę, artykuły i recenzje m.in. w „Kulturze”, „Literaturze”, „Nowych Książkach” i „Polityce”. W 1978 roku zadebiutował książkowo jako autor prozy narracyjnej – prawie równocześnie ukazały się opowiadania o tematyce alpinistycznej „Obsesja” i powieść społeczno-polityczną „Hotel Klasy Lux”.
    W lipcu 1978 roku zaczął pracować w Telewizji Polskiej jako kierownik Redakcji Filmów Współczesnych w Naczelnej Redakcji Filmowej, a następnie jako redaktor naczelny Studia Faktu i Sensacji.
     Przez krótki czas pełnił funkcję wiceprezesa do spraw sportowych Polskiego Związku Alpinizmu. Pod koniec 1979 roku wystąpił z Zarządu PZA. W tym roku ukazała się ciesząca się bardzo dużym powodzeniem, reportażowa książka, traktująca o ratownictwie górskim w Tatrach „Wołanie w górach”, a Wydawnictwo Literackie wydało opracowane przez niego „Listy o stylu zakopiańskim” Stanisława Witkiewicza.
     Od 13 grudnia tego roku pracował w wydziale kultury Komitetu Centralnego PZPR jako zastępca kierownika, zajmując się głównie kinematografią i teatrem. W dniu wprowadzenia stanu wojennego, 13 grudnia 1981 roku, zrezygnował z pracy w KC PZPR i wystąpił z partii.
     Po wystąpieniu z PZPR zarabiał przez jakiś czas, wykonując prace wysokościowe. W latach 1982-1985 był zatrudniony w Instytucie Kultury jako adiunkt. W latach 1985-1989 roku pracował w redakcji wydawanego przez jezuitów „Przeglądu Powszechnego”. W latach 1984-1990 pisał dla wychodzącego w drugim obiegu kwartalnika „Krytyka”.
     W latach 1989-1997 pełnił funkcję wiceministra kultury i sztuki. W 1997 roku został pełnomocnikiem premiera do spraw mniejszości narodowych. Od 1998 roku jest dyrektorem Biblioteki Narodowej w Warszawie. W latach dziewięćdziesiątych publikował zarówno prace naukowe i popularnonaukowe (m.in. „Trwałość i zmiana. Szkice o «Przeglądzie Powszechnym» 1884-1918”), jak i prozę artystyczną. W roku 1996 „Iskry” wydały „Trójkatną turnię”, pierwszy po kilkunastu latach przerwy zbiór opowiadań górskich. W 1998 roku ukazał się kolejny tom o tej tematyce „Za granią grań”,  a w 2000 roku zamykająca tryptyk (tak te trzy książki określa autor) mikropowieść „Jawnie i skrycie”.

 

Rozmowę spisał i całość zredagował: Piotr Drożdż

GÓRY nr 7-8 (122-123) 2004


1 | 2 | 3 |
Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
 
Kinga
 
2024-02-26
Tylko w GÓRACH
 

Wschodząca Gwiazda

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-02-07
Tylko w GÓRACH
 

Nie wiem co zdarzy się jutro – Denis Urubko

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-02-05
Tylko w GÓRACH
 

10 Naj…

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-02-02
Tylko w GÓRACH
 

Nauka pokory – Jacek Czyż wspomina pamiętne rysy off-width

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-01-29
Tylko w GÓRACH
 

Kacper Tekieli (1984–2023) – In Memoriam

Komentarze
0
 
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com