facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS
2017-03-20
 

John Gill – Ojciec Boulderingu

 

 

Wywiad specjalnie dla GÓR



Piotr Drożdż: Dziś jesteś znany jako chociażby „ojciec bulderingu” czy też „ojciec wspinaczkowego treningu”. W dodatku wydaje się, że każdego roku twoje nazwisko jest coraz bardziej rozpoznawalne. Czy przewidziałbyś taki rozwój wypadków na początku swojej kariery? Czy w latach sześćdziesiątych przeszło ci w ogóle przez myśl, że to co robiłeś zapisze się na kartach historii światowego wspinania? 

     John Gill: Wiedziałem, że znalazłem coś, czego inni w Ameryce jeszcze nie odkryli, coś  o olbrzy­mim potencjale. Taka świadomość stanowiła silny bodziec, aby iść w tym kierunku.

 

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że gdybyś teraz był młody, prawdopodobnie nie zostałbyś wspinaczem. Czy ma to coś wspólnego z twoim spojrzeniem na wspinanie jako aktywność samotniczą i czy przychodzi ci na myśl sport, który byłby dla ciebie atrakcyjny w dzisiejszych czasach? 
     Teraz nasz sport zrobił się zbyt popularny. Ja preferuję rodzaj aktywności, która jest nowa i niewyeksplorowana. W dzisiejszym świecie praktycznie nic już takim nie zostało, więc w tym momencie nie za bardzo przychodzi mi coś do głowy.

 

„Sport ma swoją radosną jakość, która odchodzi wraz z jego rozwojem” – taki cytat był mottem jednego z teoretycznych, czy też ideologicznych, artykułów Yvon Chouinarda. Coś mi się zdaje, że – mówiąc o dzisiejszym bulderingu – mógłbyś przyjąć to samo motto. 
     Na szczęście buldering jest wciąż wolny od silnie sformalizowanych reguł. Gdzieś na zadupiu wciąż można do niego podchodzić całkiem lekko i radośnie.

 

John Sherman często opowiadał się przeciwko „numeromanii” w swoich artykułach. Ty prawdopodobnie masz podobną opinię na ten temat? 
      Oczywiście. Poprzez buldering możesz zyskać o wiele więcej niż tylko długi wykaz wyników.

 

Myślisz, że osiągnąłeś więcej w matematyce czy we wspinaniu? Fakt, że będąc profesorem matematyki i odnosząc sukcesy na tym polu, jesteś bardziej znany i rozpoznawany na całym świecie z powodu swojej bulderowej kariery, może być postrzegany przez wielu „normalnych ludzi” jako swoisty paradoks.

     Miałem bardzo skromny udział w teorii Complex Funcion (naprawdę pasjonowała mnie eksploracyjna strona badań matematycznych), ale zaangażowałem się w coś całkiem wyjątkowego we wspinaniu, w każdym razie wyjątkowego  w Ameryce, i naprawdę się cieszę, że wypromowałem sport, który lubi tak wielu ludzi.

 

Czy bycie matematykiem, bądź też twój umysł matematyczny, mogło być pomocne we wspinaniu? 
     Wśród wspinaczy spotkamy nienaturalnie wysoki procent ludzi związanych w jakiś sposób z matematyką. Aby odnieść sukces w którejkolwiek z tych dziedzin trzeba lubić rozwiązywanie problemów i być kreatywnym.

 

Profesor Gill przy tablicy


Za czym tęsknię spośród rzeczy, które dawał mi buldering? Pierwsze, co przychodzi mi na myśl to intensywność koncentracji, skupienie się na jednym celu z wyłączeniem wszystkich innych. Mistycy wierzą, że świat zawiera się w kropli wody; dla mnie wspinanie zawierało się w bulderze, a bulder w pojedynczym krysztale. Taka wciągająca praktyka miała głębokie efekty. Nabywałem niezwykłej ochoty do życia, która utrzymywała się przez kilka dni po każdej udanej sesji bulderowej. Czułem się wyciszony, zdawałem unosić się nad ziemią. Poza tym brakuje mi poczucia poświęcenia się abstrakcyjnemu ideałowi. Odczucia, że poprzez zaangażowanie w tą wymagającą i bezkompromisową aktywność wypełniałem duchową pustkę w moim życiu [...] Niezależność tego sportu od jakiegokolwiek piętna komercji, jego relatywna izolacja, łagodny charakter, kontakt z naturą, nacisk na osobisty rozwój – to wszystko nadawało bulderingowi wręcz nabożne znaczenie. Ja i moi przyjaciele byliśmy błędnymi rycerzami w poszukiwaniu nieosiągalnego Świętego Grala – idealnego problemu bulderowego - John Gill w przedmowie do: John Sherman, Stone Crusade. A Historical Guide to Bouldering in America.

 

Stwierdzenie, że wspinacz może być kimś na kształt muzyka, który ćwiczy dany utwór, aby być w stanie wykonać go coraz lepiej czy też tancerza, który doskonali układ, byłoby chyba zgodne z twoją filozofią? 
     Oczywiście. Wraz z doskonaleniem swojego „układu” na skale, opracowujesz niejako choreografię – dla siebie lub innych. Robienie tego dla siebie prowadzi do mistycznego lub rytualnego aspektu wspinania i nie ma nic wspólnego ze światem cyferek i wycen. Wchodzisz głęboko we wspinaczkowe doświadczenie i staje się ono ruchową medytacją.

 

John Gill na tnących chwytach swojego problemu Direct North Overhang of Scab, rejon Needles, Południowa Dakota. Problem do dziś uważany jest za „test bólu”, mimo że ktoś spiłował najostrzejszy chwyt. 

 

Styl był dla ciebie równie ważny jak trudność. Gdyby buldering poszedł w kierunku, w którym ty byś sobie tego życzył, prawdopodobnie mielibyśmy podczas zawodów w tej dyscyplinie podobny system oceny sędziowskiej, jaki istnieje na przykład w jeździe figurowej – za wartość techniczną i artystyczną. 
     To prawda. Ale styl i gracja wpływają na „wewnętrznego wspinacza”  w podobnym stopniu, jak na widzów. Ja jestem raczej skłonny patrzeć na buldering, jak na prywatną podróż, nie zaś publiczne zmagania.

 

Podczas swojej kariery zrobiłeś setki – jak podejrzewam – problemów. Jak je zapamiętywałeś? Miałeś, jak to robi wielu wspinaczy, notes,  w którym zapisywałeś przejścia? 
     Robiłem sobie zdjęcia na problemach. Nawet po latach wystarczy, że na nie spojrzę i jestem w stanie przypomnieć sobie wiele szczegółów z danego przejścia. Nigdy niczego nie zapisywałem.

 

W swoim „Historycznym przewodniku po amerykańskim bulderingu” Sherman napisał, że dzielisz swoją bulderingową karierę na trzy etapy. Ostatni z wymienionych skończył się na 1987 roku. Czy możesz powiedzieć, że teraz doświadczasz czwartego etapu? 
     Tak mi się wydaje. Obecnie wspinam się na niskich formach po prostu dla poćwiczenia i w poszukiwaniu płynności ruchu. Trudność nie odgrywa już większego znaczenia. Ciągle wspinam się co nieco na dłuższych drogach bez asekuracji, ale bardzo spokojnie.

 

 

 „Jednoręczna wspinaczka” na Cutfinger Rock, Jenny Lake Boulders, Grand Teton National Park. Na kamieniu leży kawałek magnezji, którą Gill wprowadził do wspinania (w tym czasie nie znano jeszcze woreczków na magnezję). 


Nigdy nie twierdziłeś, że rywalizacyjny aspekt bulderingu był dla ciebie obcy, można powiedzieć, że wręcz przeciwnie – przyznawałeś się do takowego. Z drugiej strony rzadko wspinałeś się na problemach autorstwa innych wspinaczy. Wydaje mi się to nieco dziwne... 
     Wolałem „doświadczenie chwili”. Dla mnie rywalizacyjny aspekt bulderingu przybrał postać sesji bulderowych z innymi, podczas których próbowaliśmy zrobić ten sam nowy problem. Nigdy nie interesowało mnie powtórzenie drogi, którą wcześniej zrobił ktoś inny. W ten sposób można zmarnować wiele czasu, który lepiej poświęcić na eksplorowanie nowych rzeczy. Podobną postawę prezentowałem w matematyce. Praca nad problemami, których rozwiązania były znane od lat nie wydawała mi się specjalnie ekscytująca. Robienie czegoś nowego, nawet na skromnym – jak w moim przypadku – poziomie, było o wiele ciekawszym doświadczeniem.

 

Bulderowałeś z wieloma sławnymi wspinaczami: Yvonem Chouinardem, Jimem Hollowayem, Patem Amentem, Johnem Longiem i wieloma innymi. Czy potrafiłbyś wskazać pojedynczy akt wspinaczkowy, który zrobił na tobie największe wrażenie? 
     Zawsze wielkie wrażenie robiło oglądanie w akcji Hollowaya. Ale pojedynczy akt fizyczny, który miał na mnie największy wpływ nie był związany ze wspinaniem, lecz gimnastyką. W 1954 roku zobaczyłem film dokumentalny przedstawiający Alberta Azariana, wykonującego ćwiczenia na poręczach. Wciąż mam ten obraz przed oczami, gdyż w tym momencie dostrzegłem związek między gimnastyką i wspinaniem, a zarazem nową perspektywę przed tym sportem – jako formę [„przedłużenie”] gimnastyki, a nie chodzenia po górach.

 

John Gill na znanym problemie w Horsetoth Reservoir, Left Eliminator. 


Zastanawiam się, jakim cudem „American Alpine Journal” opublikował twój artykuł o bulderingu. O ile się nie mylę, w tych czasach to czasopismo nie donosiło nawet o wspinaczkach nie kończących się na szczycie, a co dopiero o tak alternatywnej dyscyplinie, jaką był buldering... 
        Do tego czasu „AAJ” publikowało raporty z czystych wspinaczek skalnych. Ja poznałem sekretarza redakcji, Jima McCathy’ego, który widział, jak bulderowałem i wywarło to na nim spore wrażenie. Zachęcił mnie do napisania tego materiału (była to moja pierwsza taka próba, kiepsko napisana!).

 

Czy zastanawiałeś się kiedyś, co mógłbyś osiągnąć, gdybyś nie skoncentrował się wyłącznie na bulderingu, ale także na wspinaniu klasycznym z liną? 
   Mój talent miał przełożenie na krótkie problemy, bardzo atletyczne i dy­namiczne. Na takich projektach manipulowanie sprzętem asekuracyjnym wysoko nad ziemią byłoby zbyt kłopotliwe.

 

Czy w pierwszych dekadach swojej kariery – powiedzmy do końca lat siedemdziesiątych – używałeś któregokolwiek z podstawowych elementów wyposażenia dzisiejszego bulderowca: szczoteczki do czyszczenia chwytów, dywanika do wycierania butów, czy czegoś na kształt crahspada? 
     Używałem drucianej szczotki do czyszczenia chwytów, takiej, jaką malarze zeskrobywują starą farbę. Żadnej maty czy też dywaniku (co wspinacze w Fontainebleau robili już w latach trzydziestych).

 

Tak zwany „orli ruch” na słynnym Ripper Traverse w Pueblo, Colorado.

 

Patrząc na twoje zdjęcia na problemach typu Direct North Overhang of the Scab, wydaje się, że robienie ich bez crahspada i bez asekuracji byłoby bardzo niebezpieczne. Czy podczas wspólnych sesji z innymi wspinaczami wykorzystywaliście spotting?
     Oczywiście. Zresztą jest całkiem prawdopodobne, że wprowadziłem termin „spotting” do wspinania, zapożyczając go z gimnastyki.

 

W latach pięćdziesiątych wprowadziłeś także magnezję do wspinania. Ile czasu upłynęło zanim stała się popularna wśród amerykańskich wspinaczy? 
     Wydaje mi się, że jakieś 7 do 8 lat. Ale nie jestem pewien. Mogło to trwać nieco dłużej.

 

Twoje przejście Thimble bez asekuracji sprawia, że mówi się o tobie także jako o „ojcu” dyscypliny, którą zwykło się teraz określać jako „buldering wysokiego ryzyka” czy też „highballing”. Ale dla Ciebie to przejście nie było bulderingiem? 
     Nie. Dla mnie było testem, co będę w stanie osiągnąć jako wspinacz solowy o ambicjach eksploracyjnych (w gruncie rzeczy była to szalona aspiracja!).

 

Pierwsze przejście Needle w stylu „no hand”.

 

W artykule na temat twojej wspinaczkowej kariery sporo napisaliśmy na temat twojej idei kinestetycznej świadomości. Czy wciąż poszukujesz jej w swoim wspinaniu? 

     Coraz bardziej, w moim wieku (66), uważam wspinanie za wspaniałe ćwiczenie. Kiedy wszystko idzie dobrze, wciąż ją czuję, choć nie ona jest już głównym celem.

 

 

Jak chciałbyś, żeby następne pokolenia wspinaczy pamiętały Johna Gilla? 
     Byłem gościem mającym prostą ideę, która przyniosła radość wielu ludziom.

 

Strzał na Doug’s Roof w Shawangunks, Nowy York, około 1964. Widać strzałkę, jakie Gill czasem malował na swoich problemach w pierwszym okresie swojej kariery. 

 

Doznać, nasycić duszę [kinestetyczną świadomością] to znaczy odkryć dla siebie nową rzeczywistość; znaleźć się przez chwilę w świecie, w którym rządzą kryteria piękna, elegancji i precyzji. Przez kilka krótkich sekund cały chaos kosmosu skupia się harmonijnie w jednej, pełnej treści i znaczenia realizacji DZIAŁANIA. Tę chwilę, w której wspinacz tworzy nierozerwalną jedność ze skałą, ten boleśnie intensywny stan przerwy w biegu do naszego przeznaczenia, chciałoby się jakoś zatrzymać, utrwalić. I to właśnie stanowi najgłębszy sens uprawianej w ciszy i samotności sztuki – bulderingu. - John Gill. Kinestetyka. Buldering – wcielenie sztuki mistycznej. [za:] „Bularz”, 1986

 

 

 

1 | 2 | 3 | 4 |
Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
Maciek Szopa
 
2017-01-16
FOTO-VIDEO
 

Miejscówki Mniej Znane - Bafa Lake, Turcja

Komentuj 0
Łukasz Ziółkowski
 
2016-05-11
WSPINACZKA SPORTOWA
 

Komunikat w sprawie bulderingu w rejonie Kamiennej Góry

Komentuj 0
Łukasz Ziółkowski
 
2016-01-28
WSPINACZKA SPORTOWA
 

David Lama przyjeżdża na zawody boulderowe do Warszawy

Komentuj 0
Łukasz Ziółkowski
 
Goryonline
 
2015-06-26
WSPINACZKA SPORTOWA
 

Against Gravity 2015 
relacja i galeria

Komentuj 0
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com